Ukraiński dylemat Putina
Joe Biden jest pewny, że Rosja najedzie Ukrainę. W środę amerykański prezydent na konferencji prasowej mówił, że do ataku Putina dojdzie, bo ten znalazł się w miejscu, gdzie musi coś zrobić. Czy to będzie jednak agresja zbrojna?
Problem z odpowiedzią na to pytanie jest o tyle trudny, że Putin nadal zdaje się nie do końca wiedzieć, co zrobić, i dostosowuje swoje cele do aktualnych okoliczności. Te ciągle się zmieniają, a on otwiera sobie kolejne opcje. W kolejnych działaniach Rosji Ukraina raz wydaje się być celem samym w sobie dla imperialnych odruchów Putina, innym razem środkiem do celu, jakim jest przebudowanie pozimnowojennego porządku w Europie. Próby zmuszenia Zachodu do koncesji na rzecz obsesji Putina spełzły na niczym, a sam Kreml wydaje się być rozczarowany, że nic się ugrać nie udało. Wraca więc presja na Ukrainę.
Zachód stawia sprawę jasno. Wbrew histerii naszej prawicy nie sprzedał Putinowi Ukrainy i zapowiada ostrą reakcję na każdą próbę przekroczenia granicy ukraińskiej przez Rosjan. Niemcy w swojej polityce wobec Moskwy wydają się odchodzić od ugodowej postawy Merkel. Administracja Bidena, nawet jeśli sam amerykański prezydent wyraża się bałamutnie, mówi jasno o braku tolerancji na jakąkolwiek agresję. Kremlowi nie udało się zburzyć jedności Zachodu w tej sprawie, na co wyraźnie liczył. W tej sytuacji najazd na Ukrainę wydaje się nie wchodzić w grę. Ale Biden ma rację – Putin „musi coś zrobić”, bo stworzył sytuację, w której musi coś ugrać, by pokazać swoją sprawczość i siłę, przed którą zadrży Zachód. Szczekanie bez gryzienia będzie oznaką słabości Putina – i dla niego, i dla sporej części rosyjskiego społeczeństwa.
Na szczęście w sukurs przychodzi mu koncesjonowana opozycja z obozu komunistycznego Zjuganowa. Jego ludzie wzywają – bez wątpienia za zgodą i namową Kremla – do uznania niepodległości samozwańczych republik na wschodzie Ukrainy, które stworzyła Rosja po 2014 r. To otwarcie nowych możliwości dla Putina, który może wykorzystać ten apel, by uderzyć w Ukrainę bez interwencji rosyjskiej armii i zdecydowanej odpowiedzi Zachodu. Taka kremlowska intryga, by mieć ciastko i zjeść ciastko.
Trudno przesądzić, że tak zakończy się rosyjskie awanturnictwo, czy jednak Putin pójdzie na zwarcie z Zachodem i Ukrainę zaatakuje, spodziewając się, że ten swoich gróźb wobec Rosji nie spełni. Choć to utarty slogan, to sytuacja jest naprawdę dynamiczna i do czego doprowadzi, nie jest dziś w stanie przewidzieć nikt. Nawet sam Putin.