Prezydenta chce, by w dzień wyborów parlamentarnych Polacy mogli się wypowiedzieć na trzy pytania: o wiek emerytalny, obowiązek szkolny 6-latków i zakaz sprzedaży lasów państwowych. PO nie jest z tego zadowolona. - Czuję się zawiedziona. Gdybym była ostrzejszym politykiem, powiedziałabym: czuję się oszukana – mówiła w piątek Ewa Kopacz. - Przed podjęciem decyzji o referendum Andrzej Duda spotkał się tylko z członkami swojego zaplecza politycznego – żaliła się. – Polska nie jest państwem jednej partii – powiedziała i pouczyła Dudę, że należy brać pod uwagę wyborców, którzy głosowali na Komorowskiego, bo nie są „obywatelami gorszej kategorii”.
– Mam wrażenie, że pani premier pomyliła adresatów – odpowiedział jej Marcin Mastalerek (31 l.), rzecznik kampanii wyborczej PiS. Wypomniał premier, że przy okazji pytań do referendum 6 września Ewa Kopacz nie zgłaszała wątpliwości. Odpowiedział też prezydent. „Referendum jest dla wszystkich. Można przecież odpowiedzieć "tak" albo "nie" na każde z postawionych pytań. Wolny wybór w tajnym głosowaniu” - zamieszczono na twitterze Andrzeja Dudy.
Dziś wiele wskazuje na to, że odbędzie się tylko referendum 6 września. Na to 25 października nie da zgody Senat, gdzie większość ma 57 senatorów PO. Zostanie więc zaoszczędzone ok. 70 mln zł. Tyle bowiem kosztowałoby referendum urządzone w dniu wyborów parlamentarnych.
Są jednak inne koszty. - Brak zgody na referendum będzie zarzewiem do kolejnej wojny przed wyborami: PiS będzie obwiniać PO, że blokuje prospołeczne reformy prezydenta Dudy – ocenia prof. Kazimierz Kik (68 l.). - Targi o referenda to przykład plemiennej wojny. Nie chodzi o dobro kraju, ale o wzięcie łupów wojennych. Nie ma tu sprawiedliwego, obie strony są winne. Tę wojnę dzielącą Polaków zapoczątkował Komorowski, a twórczo kontynuuje Duda – ocenia prof. Kazimierz Kik.