Wojna 20. roku w komiksie

2011-10-14 4:00

Po pierwsze, jest wprost nieprawdopodobne, że ten film powstał dopiero teraz - po ponad dwudziestu latach polskiej wolności. Po drugie, dobrze, że w końcu powstał. Po trzecie, szkoda że nie jest lepszy.

Historia wojny dwudziestego roku i zwycięstwa pod Warszawą autorstwa Jerzego Hoffmana najczęściej porównywana jest do komiksu za sprawą dość płaskiej fabuły, a także efektów trójwymiarowych, czyli nieco już przemijającej mody, której szczytowym Momentem był "Avatar". Faktycznie polscy i bolszewiccy żołnierze niemal wyłażą z ekranu, pociski i fragmenty ciał śmigają w kierunku widza. Sceny batalistyczne, choć oczywiście to nie jest już rozmach "Potopu" czy "Krzyżaków", są zrealizowane całkiem przyzwoicie.

Ciekawym pomysłem jest też poplątanie tak losów głównego bohatera (Borysa Szyca), by na pewien czas znalazł się w szeregach bolszewików u boku krwawego komisarza, a potem towarzyszył dzielnym kozakom walczącym o wolną Ukrainę. Najbardziej wartościowym efektem tego filmu może być jego recepcja przez zachodniego widza. Bolszewiccy wodzowie wciąż podkreślają swój marsz na Zachód i to, że Polska jest tylko przystankiem, a na niebie - widowiskowo - pojawiają się piloci z amerykańskich dywizjonów walczących wówczas na polskim niebie z "czerwoną zarazą". Wcielenia Trockiego, Lenina czy Dzierżyńskiego - choć pojawiają się zresztą na chwilę - są sugestywne. Tyle komplementów, teraz o negatywach.

Daniel Olbrychski w następnym filmie powinien zagrać królową Jadwigę, bo to już chyba jedyna rola, która mu w Polsce pozostała do zagrania. Nie we wszystkim jest przekonująca. Olbrychski fizycznie jest po prostu zupełnie do Piłsudskiego niepodobny i nawet grymas twarzy wyrażający najwyższy poziom mądrości lub zadumy nad losami ojczyzny tego nie zmieni.

Ale Olbrychski to pół biedy przy Nataszy Urbańskiej - kobiecie niewątpliwie pięknej, ale niestety w przypadku tego filmu jej zalety na tym się kończą. Aranżacje piosenek śpiewanych przez Urbańską, przeplatających film i mających być obrazem przedwojennego kabaretu - są żywcem wyjęte z "sylwestra w TVP". Achy i ochy głównej bohaterki są tak melodramatyczne, że mogłyby z miejsca służyć do przyszłego pastiszu filmu. No ale cóż, Hoffman ponoć nigdy nie miał ręki do aktorek albo - jak twierdzą niektórzy - one nie miały szczęścia do niego.

Generalnie warto obejrzeć i miło się ogląda, jak nasi piorą bolszewików. Ale mogliby prać lepiej.

"Bitwa Warszawska 1920", reż. Jerzy Hoffman

Artykuł pochodzi z nowego tygodnika opinii: "to ROBIĆ!"

Tygodnik to ROBIĆ! ukazuje się w każdy wtorek jako bezpłatny dodatek do Super Expressu.