"Super Express": - Ralph Büchi, szef działu międzynarodowego w koncernie medialnym Ringier Axel Springer, otrzymał antynagrodę Hiena Roku przyznawaną przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich. Pan chyba najlepiej się orientuje, czym sobie na nią zasłużył...
Wojciech Surmacz: - Prezes SDP Krzysztof Skowroński uzasadnił, że Büchi otrzymał ją za przejaw niedopuszczalnego i kreującego przykład autocenzury ingerowania wydawcy w niezależność redakcji i dziennikarza, co towarzyszyło publikacji artykułu "Kadisz za milion dolarów", którego jestem współautorem.
Dodatkowo wymusił na polskiej redakcji magazynu "Forbes Polska" publikację sprostowania oraz przeprosin za wyżej wspomniany tekst. Afera była spora, bo gdy gościł w Polsce z okazji dziesięciolecia istnienia dziennika "Fakt", wydawanego przez Ringier Axel Springer, to podczas bankietu towarzyszącemu temu wydarzeniu publicznie krzyczał na mojego redaktora naczelnego.
- Pana tekst dotyczy kontrowersji dotyczących handlu nieruchomościami odzyskanymi od państwa polskiego, które przed wojną należały do żydowskich wspólnot wyznaniowych.
- Nie używałem uogólnień, nie odnosiłem się do aspektów narodowościowych - typu "Żydzi robią to czy tamto" - lecz opisałem biznes, który rozkręciło kilka konkretnych osób. Natomiast moi adwersarze użyli oskarżenia o antysemityzm i budując taką narrację, zaalarmowali niemieckiego wydawcę, nastawiając go przeciwko nam.
Żonglowali pojęciami odnoszącymi się do zaszłości historycznych, Holocaustu i wojny. Tymczasem ja byłem bardzo ostrożny i pracując nad tekstem, opierałem się na mediach izraelskich i materiałach pochodzących od amerykańskich środowisk żydowskich. Poza tym współautorem tekstu jest Żyd Nissan Tzur. Rzecz w tym, że większość znanych mi Żydów potępia proceder, który opisaliśmy.
Mój przyjaciel Nissan Tzur legitymował tę pracę, bo ja wiedziałem, że padnie zarzut antysemityzmu. Myślę, że błąd pana Büchiego polegał na tym, że przyjął tę retorykę. Nie rozpatrywał tej sprawy w oparciu o argumenty merytoryczne, tylko dał się wmanewrować w emocje historyczne. Ale obecnie nie żywię do niego żadnych pretensji, ponieważ spotkaliśmy się i wyjaśniliśmy sobie wszystko.
- A dlaczego w ogóle tak bardzo się przejął sporem toczącym się wewnątrz Polski?
- Ponieważ jedna ze stałych dyrektyw Ringier Axel Springer brzmi: "Działać na rzecz pojednania Żydów i Niemców oraz popierać podstawowe prawa Izraela". W Polsce na ten temat była cisza, ale na świecie sprawa nabrała ogromnego rozgłosu - szef Światowego Kongresu Żydów podczas oficjalnego wystąpienia nazwał nas antysemitami i pouczył, że takich tekstów nie wolno pisać.
- Kręgosłupem artykułu "Kadisz za milion dolarów" są liczby...
- No właśnie. I moi adwersarze żadnej z nich nie zakwestionowali! A to znaczy, że są prawdziwe.
- Czyli jest pan antysemitą, bo opisał pan zjawisko realnie istniejące.
- Na to wychodzi.
- Proszę się podzielić z Czytelnikami "Super Expressu" swoimi "antysemickimi" ustaleniami.
- Niemcy zamordowali trzy i pół miliona polskich Żydów. Przed wojną to była bardzo zamożna społeczność - Żydzi płacili 40 proc. podatków ściąganych w naszym kraju. Ich majątek ruchomy - pieniądze, biżuteria, dzieła sztuki - był im rabowany przed śmiercią i upłynnił się w Niemczech.
Ale w dużej części przetrwały nieruchomości. Jedną z ich kategorii są obiekty związane z kultem religijnym: synagogi, mykwy, cmentarze. I tym się właśnie zająłem. Jest to majątek, który nie należał do osób prywatnych, lecz do wspólnoty wyznaniowej - do żydowskich gmin wyznaniowych. Gdybyśmy mieli to odnieść do realiów katolickich, to nazwalibyśmy je parafiami.
- No i w czym zawiera się intryga?
- Natrafiłem na liczne przykłady odsprzedaży lub wynajmu na cele komercyjne obiektów wcześniej odzyskanych od państwa jako obiekty kultu religijnego. Te obiekty dla wyznawców judaizmu mają charakter święty i nie można nic z nimi zrobić bez zgody rabina. Piotr Pytlakowski na łamach "Polityki" w tekście "Dajcie nam zgodnego rabina" dowiódł, że Związek Gmin Wyznaniowych Żydowskich w RP z odzyskanym mieniem religijnym udaje się do naczelnego rabina Polski, który wyraża zgodę na komercyjne użytkowanie tych już, w takim wypadku, byłych obiektów kultu.
Według ostrożnych szacunków mówimy o majątku rzędu miliarda złotych. Dochodzi do takich sytuacji jak w wypadku synagogi i mykwy w Otwocku, które po odzyskaniu zostały sprzedane deweloperowi, on je zburzył i zbudował apartamentowiec. Zrobiła się afera i wówczas ZGWŻ w RP uznał, że rozwiązaniem będzie postawienie pomnika upamiętniającego te obiekty.
- Upamiętnili własne barbarzyństwo...
- Przyjedzie tam turysta z zagranicy i przeczyta, że w tym miejscu stała synagoga. Może pomyśli, że zburzyli ją polscy antysemici. Jak będzie lepiej obeznany z historią, to uzna, że zburzyli ją Niemcy podczas wojny. Tymczasem zniknęła z woli kilku ludzi, których obowiązkiem jest dbanie o takie miejsca.
Wojciech Surmacz
Dziennikarz śledczy "Forbes Polska"