"Super Express": - Ewa Kopacz wyraźnie przegrała walkę o kierowanie klubem Platformy Obywatelskiej. Czy to oznacza jej polityczny koniec?
Wojciech Reszczyński: - Odbieram to jako odrzucenie dotychczasowej linii, którą obrała Platforma w walce o władzę. I mam wrażenie, że Ewę Kopacz pogrążyło, odbierając jej część głosów, jej agresywne wystąpienie w Sejmie. Zwróciłbym też uwagę na zgodne głosowanie na Marka Kuchcińskiego z PiS na marszałka Sejmu. To jak próba naprawienia fatalnego wrażenia, które pozostawiła premier Kopacz.
- Posłowie Platformy nie wierzą już w przyszłość partii w rękach szefowej PO?
- Widzą, że niczego się nie nauczyła. Nie wyciągnęła żadnych wniosków, brnęła w to, co przyniosło PO porażkę. Jej przemówienie, będące zapowiedzią politycznej wojny i dintojry... Porównajmy jej słowa z wystąpieniem prezydenta Dudy. Koncyliacyjnym, pełnym woli porozumienia... Widocznie nie pozbyła się na czas tego złego ducha, znanego jako "Misiek", który jej wciąż towarzyszył. Zatem pozbyli się obydwojga. Pozostanie jej tytuł byłej premier i powolna marginalizacja.
- Może Ewa Kopacz chciała powtórzyć mobilizację elektoratu, której dokonał Jarosław Kaczyński?
- Absurdalne porównanie. Z jednej strony jeden z najwybitniejszych naszych polityków po 1989 roku, a z drugiej pełna kompleksów szefowa PO, która okazała się nie mieć elementarnych umiejętności do zarządzania państwem. Tu nie chodzi nawet o kulturę polityczną. Ewie Kopacz brak po prostu elementarnej kultury. To zwracanie się per "wy", te połajanki i oskarżenia. Już w kampanii parlamentarnej mówiła o Beacie Szydło per "ta kobieta". Wstyd.