"Super Express": - Czy obecna kampania jest najnudniejsza w dziejach III RP?
Dr Wojciech Jabłoński: - W pewnym sensie tak. Nie ma porywających haseł, i profesjonalnie zmontowanych klipów. A przede wszystkim nie bardzo wiemy, o co toczy się ta pseudowalka. Zresztą w każdym kraju, w którym partie są finansowane z budżetu, jakość marketingu politycznego jest coraz gorsza.
- Przed czterema laty też były finansowane i "się działo"...
- Tak, bo niekiedy zdarza się kontekst. Było nim dramatyczne starcie PiS i PO, IV z III RP. Było też starcie"Polski liberalnej" i "solidarnej". Kiedy nie toczy się walka o jakąś kolejną RP, nie ma zapowiedzi przełomu, niewiele rzeczy w kampanii pasjonuje.
- Może to ta "ciepła woda w kranie"? Mamy małą stabilizację III RP, wszyscy poza Palikotem, przekonują, jak bardzo są centrowi...
- Trochę tak, ale w Polsce może ona oznaczać małą polską starą biedę, której - jak słusznie przewidują wyborcy - żadna z partii nie zmieni. Społeczeństwo widzi tych samych ludzi od lat. Uznaje, że już rządzili i zmienią już niewiele.
- Któraś z partii zaskoczyła pana w tej kampanii?
- Ta nuda jest solidarną zasługą nieudolności wszystkich partii. Z dwóch gigantów o włos nieco lepiej wypada PiS niż PO. Ma jednak nieco ułatwione zadanie jako partia opozycyjna. Natomiast kompletnie zeszło powietrze z partii rządzącej. Oni nawet w obecnej sytuacji sondażowej grają pod słowa premiera Tuska z wiosny, że "nie ma z kim przegrać". Wszyscy grają te same zdarte płyty. Wyborcy to już znają, widzieli...
- Nie przesadzajmy! Takich dziewczyn z PiS wcześniej na ich plakatach nie widziałem.
- Tak, ale uważam je jednak za jeden z większych kiksów. To wyprzedza nawet potknięcia największego błazna politycznego tej kampanii Grzegorza Napieralskiego. PiS pokazując te ładne buzie, ośmiesza swój przekaz. Siłą PiS był, jest i będzie prezes Kaczyński. Nie tak ładny jak te panie, ale sprawny w retoryce. Ma też niezłe hasło "Polacy zasługują na więcej". Roszczeniowe, sięgające po lewicę.
- Szczerze mówiąc, myślałem, że złagodzenie wizerunku Kaczyńskiego nie ma szansy zagrać kolejny raz.
- To nie do końca jest złagodzenie. Nie patrzmy na to tak jak Kluzik-Rostkowska, która w żałosny sposób rości sobie prawa autorskie do spokojnego wizerunku prezesa. Kaczyński wcale nie jest taki łagodny. Raczej stoi jedną nogą w zeszłorocznej kampanii, ale drugą zupełnie gdzie indziej. Potrafi "zawarczeć" na konferencjach i w wywiadach. Sugeruje cichy powrót do IV RP. Znalazł pewną równowagę między Kaczyńskim spokojnym i rozhisteryzowanym.
- Platforma odwołała się do głównego atutu PO, czyli premiera. Mam jednak wrażenie, że "Tuskobusu" nie dało się dobrze rozegrać. To musiało sprawiać wrażenie ustawek albo stawiać Tuska wyłącznie w niewygodnych sytuacjach.
- Donald Tusk ukuł chyba sobie gwóźdź do politycznej trumny właśnie zbyt późną kampanią autobusową. Może na tym stracić kilka punktów procentowych. Ten "Tuskobus" mógł wyjść na przełomie wiosny i lata. Kiedy PO nie miała kłopotów sondażowych, przed wstrząsami na giełdzie. Wówczas Tusk jako dobry wujek wizytujący Polskę nie robiłby wrażenia rozpaczliwej próby ratowania PO. To on dyktowałby warunki Kaczyńskiemu.
- Mówi pan o Napieralskim jako największym błaźnie kampanii. Dlaczego jest tak źle, skoro raptem rok temu było tak świetnie?
- Za dużo wody sodowej. Uwierzył, że jest naprawdę lubiany. Nie zrozumiał, że ludzie nie głosowali na niego jako osobowość, ale jako sprzeciw wobec wyboru Kaczyński - Komorowski. I ten uporczywy powrót do znanych z poprzedniej kampanii zachowań. To udawanie zwykłego człowieka... I rozpaczliwe, rzutem na taśmę i niewiarygodne wniesienie projektu złagodzenia ustawy antyaborcyjnej. Żałosne. Nic dziwnego, że anemicznego Napieralskiego zaczął wypierać aktywny Palikot.
- Wyprze go, zastępując lewicę?
- Trudno powiedzieć, ale na pewno może odnieść pewien sukces ze względu na wiarę w zwycięstwo, waleczność. Wyborcy to widzą i robi się z tego samospełniająca się przepowiednia. W przeciwieństwie do PO, która daje znaki, że może przegrać, że PiS w ich badaniach jest już tuż-tuż. To odbierane jest jako słabość.
- Przed czterema laty pozwoliło to nakręcić wśród młodych wyborców niezłą histerię i dało zwycięstwo.
- Znaczna część ludzi PO, podobnie jak wielu przedstawicieli pozostałych największych partii, to tacy "polscy Breżniewowie". Funkcjonują w polityce od ćwierćwiecza. Uśpiło ich stworzenie systemu czterech partii. I są zaskoczeni, że samo nazwanie Kaczyńskiego naczelnym wariatem III RP nie działa.
- Spodziewa się pan, że w ostatnim tygodniu pojawią się jakieś haki? Może debata liderów, która wpłynie na wynik?
- Debatowanie o tych debatach zabiło tę szansę. Zgodnie z regułami marketingu politycznego w tych ostatnich dniach powinniśmy mieć jednak pewien wysyp sytuacji kryzysowych. Takie śmierdzące jaja, zgodne z klasycznym czarnym PR. Choć nie zdziwię się, jeżeli senna atmosfera skończy się dopiero wieczorem wyborczym.
Dr Wojciech Jabłoński
Politolog, ekspert ds. marketingu politycznego, UW