„Super Express”: – Sojusz Lewicy Demokratycznej startując z list Koalicji Europejskiej osiągnął niewątpliwy sukces, wprowadzając do europarlamentu aż pięciu deputowanych. Czy nie jest jednak tak, że w pewnym sensie „załatwiliście” koalicjantów?
Włodzimierz Czarzasty: – Absolutnie nie! Do wyborów szliśmy razem, jako Koalicja Europejska. I sukces wyborczy jest sukcesem wspólnym ugrupowań tę koalicję tworzących.
– Ale będziecie w Parlamencie Europejskim w innej grupie niż Platforma Obywatelska. Czy nie jest to jednak pewien zgrzyt?
– W żadnym wypadku. Oczywiście każdy idzie do swoich grup w Parlamencie Europejskim. Sojusz Lewicy Demokratycznej przystąpi do PES – czyli Partii Europejskich Socjalistów. Ale to nie powinno nikogo dziwić – takie były ustalenia koalicjantów na długo przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. Wszystko od początku było i jest transparentne. Idziemy razem, ale zachowujemy własną odrębność.
– Dziś jest wiele pytań o przyszłość samej Koalicji. Czy Sojusz Lewicy Demokratycznej pozostanie w niej, czy też w wyborach jesienią pójdziecie pod własnym szyldem?
– Jesteśmy partią demokratyczną, a kwestie takie jak m. in. wybór kandydata na prezydenta bądź prezydentkę RP, czy wejście w koalicje przed wyborami parlamentarnymi rozstrzygają wszyscy działacze partii w wewnętrznym referendum. I takie referendum zorganizujemy, wypowiedzą się w nim wszyscy nasi działacze i nasze działaczki, czyli 23 tysiące osób. Aby jednak nie posądził mnie pan o uciekanie od tematu: osobiście uważam, że w czasie szalejącej zarazy konieczna jest jedność, a lider musi być liderem. Dlatego będę rekomendował koleżankom i kolegom pozostanie Sojuszu Lewicy Demokratycznej w ramach Koalicji Europejskiej.
– Pomimo porażki uważa pan, że Koalicja Europejska powinna być kontynuowana?
– Nie tylko powinna być kontynuowana, ale powinna zostać poszerzona o kolejne podmioty. Gdyby w Niemczech na kilka miesięcy przed wyborami parlamentarnymi SPD miało 38 proc. poparcia, CDU ponad 40, a trzecia siła raptem 6, to wszyscy komentatorzy mówiliby, że obie główne siły polityczne idą „łeb w łeb”, a pozostali się nie liczą. Do wyborów w Polsce zostało kilka miesięcy. Jest czas na przygotowanie i przedstawienie odpowiedniego programu politycznego. I przekonanie ludzi do niego. A więc najpierw referendum, podczas którego będę rekomendował dalsze trwanie w Koalicji Europejskiej, potem ewentualne poszerzenie tej koalicji i praca na programem. Wreszcie odpowiednia kampania wyborcza i dotarcie do obywateli. Jesienią wszystko jest możliwe.
– Mówi pan o wyniku bliskim remisu, że idziecie jako KE z PiS „łeb w łeb”. Ale jednak w niedzielę to Prawo i Sprawiedliwość było zwycięzcą. Co było powodem wygranej partii rządzącej?
– Demokratyczny werdykt wyborców. Większość ludzi po prostu uznała, że program PiS odpowiada im bardziej, bardziej się z nim identyfikują. Do października zostało jednak trochę czasu. Różnica między oboma blokami nie jest wielka. Partie tworzące Koalicję Europejską muszą wykorzystać ten czas, by różnicę tę zniwelować. Jest na to szansa.