Niepewność trwała wiele miesięcy. - Na szczęście wyniki badań wskazują, że nie ma komórek nowotworowych - cieszy się były premier i w rozmowie z "Super Expressem" zapewnia, że czuje się bardzo dobrze. - Mając do wyboru operację i radioterapię, wybrałem tę drugą. Po ponad trzech miesiącach przyszedł właściwy moment do zbadania krwi. Specyficzny czynnik sygnalizujący ten rodzaj nowotworu spadł do zera, a to oznacza pełny sukces! - mówi nam wyraźnie szczęśliwy Cimoszewicz.
Wcześniej w rozmowie z mediami były premier przyznawał, że nowotwór został u niego wykryty zupełnie przypadkowo, przy okazji badań okresowych. - Jest w niezaawansowanym stadium - mówił o swojej chorobie i dodawał, że to tak zwany „męski nowotwór”. Kiedy mimo choroby zdecydował się walczyć o mandat europarlamentarzysty zapewniał, że to taki rodzaj raka, który ma „wysoką uleczalność”. Do podzielenia się informacją o złym stanie zdrowia zmusiło go wydarzenie z 4 maja maja, kiedy na przejściu dla pieszych prowadzone przez niego auto potrąciło 70-letnią rowerzystkę. „Nie wykluczam, że bolesna dla mnie informacja sprzed dwóch dni o wykryciu u mnie choroby nowotworowej mogła mieć wpływ na moje samopoczucie” - tłumaczył wtedy Cimoszewicz.