- Wszystko jasne i nic więcej już nie trzeba w tej kwestii robić?
- Dokładnie. Raport MAK miał dać odpowiedzi na wszystkie pytania, a w oficjalnej propagandzie nagłaśniane jest, że strona polska swoim raportem przyjęła większość tez rosyjskiej komisji ds. badań wypadków lotniczych i nie zgłosiła żadnych większych wątpliwości.
- To błąd polskiej strony?
- Niewątpliwie jest to dziwne, że polska strona wybrała drogę dogadania się i nie wystosowała żadnych większych protestów. Zapewne polscy eksperci wiedzą więcej, niż chcą powiedzieć, ale postanowili wybrać "dialog". Dla wielu ludzi w Rosji było to zaskoczenie.
- Czyli są ludzie w Rosji, którzy uważają, że jednak nie wszystko zostało wyjaśnione?
- Rosjanie nauczyli się nie wierzyć swojej władzy. Dlatego dyskusje wciąż trwają, choć przeważnie dzieje się to w Internecie. Wątpliwości ludzi budzi szereg niejasności wokół technicznych detali na które - co zwykli Rosjanie dostrzegają - raport MAK nie dał jasnej odpowiedzi. Np. dlaczego kontrolerzy nie zabronili lądowania na smoleńskim lotnisku, mając świadomość bardzo złych warunków atmosferycznych i niedoskonałości urządzeń technicznych w wieży kontrolnej? Dla mnie, jak i dla dużej części Rosjan, oficjalna wersja przyjęta przez rosyjską stronę nie przedstawia pełnego obrazu wydarzeń.
- Z drugiej strony, czytając komentarze pod artykułami rosyjskiej prasy o Smoleńsku widać, że wielu ludzi przyjęło oficjalną wersję bez zastrzeżeń.
- Naturalnie, są i tacy ludzie, ale też bardzo wielu ludzi wciąż zadaje pytania. Emerytowani i wciąż pracujący piloci, kontrolerzy lotów bardzo szybko - korzystając z oficjalnych danych, do których mieli dostęp - zaczęli analizować tę katastrofę. I bardzo wielu stwierdziło, że oficjalna wersja nie może być prawdziwa. W rosyjskim Internecie ten temat jest wciąż żywy.
- Nie tylko w Internecie. We wczorajszym wydaniu "Kommiersanta" pojawił się tekst, w którym poruszona została kwestia śledztwa w sprawie rosyjskich żołnierzy, którzy dokonali kradzieży rzeczy osobistych ofiar katastrofy. Jego konkluzja brzmiała jednak, że strona rosyjska przeprowadziła już wszystkie czynności śledcze i tylko opieszałość strony polskiej, która rzekomo nie przekazała wszystkich materiałów, opóźnia rozwiązanie tej sprawy. Czyli znowu wina jest tylko po polskiej, a nie rosyjskiej stronie.
- To ulubione zajęcie rosyjskiej władzy, by spychać odpowiedzialność na drugą stronę, a siebie przedstawić jako nieskazitelnie sprawną. Tak było za czasów Związku Radzieckiego, tak jest i teraz. Dlatego do wszelkich oficjalnych komunikatów podchodzimy z dużym dystansem. Powiem więcej - od kiedy sięgam pamięcią, nie usłyszałem prawdy ze strony rosyjskiej władzy. Podobne niedopowiedzenia i zamiatanie sprawy pod dywan miało miejsce przy sprawie zamachów bombowych na domy mieszkalne w 1999 r. i wojnie w Czeczenii czy w Gruzji. Smoleńsk jest jednym z elementów większej układanki, a rosyjska władza również w tym wypadku prowadzi swoją tradycyjną politykę zakłamywania rzeczywistości.
- Smoleńsk wpisuje się również w zaskakującą tendencję, w której każda katastrofa lotnicza w Rosji jest spowodowana błędem pilotów.
- Zawód pilota w Rosji jest zawodem podwyższonego ryzyka. Warto pamiętać, że większość lotników pracujących w rosyjskich liniach lotniczych to byli wojskowi, dobrze przeszkoleni i z dużym doświadczeniem. Tym bardziej wieczne obarczanie ich winą jest mocno podejrzane. Prawdziwymi przyczynami katastrof lotniczych w Rosji są najczęściej po prostu przestarzałe samoloty, z wadliwym bądź brakującym - bo często skradzionym przez pracowników lotniska - sprzętem. Sam leciałem samolotem z Moskwy do Odessy, i gdy rozłożyłem stolik przy siedzeniu, on po prostu się złamał, a większość schowków na bagaże nie miały klap do ich zamknięcia. Winy więc nie należy szukać w błędach załogi, a w wadliwym sprzęcie. Ale do jego użytkowania dopuszcza nie kto inny jak MAK, który później sam osądza przyczyny katastrofy. Stąd wieczne orzekanie o "winie pilotów" nikogo w Rosji już nie dziwi.
Władimir Bukowski
Rosyjski dysydent, historyk i wykładowca Oksfordu