Władimir Bukowski

i

Autor: Archiwum policji

Wladimir Bukowski: Rosji nie stać nawet na wojnę z Polską

2016-07-15 4:00

"Super Express": - Rosja bardzo ostro zareagowała na informacje o tym, że w tzw. nowych krajach członkowskich NATO pojawi się raptem 4 tysiące żołnierzy. Wladimir Bukowski: - Nie tyle Rosja, co rosyjskie władze. Choć przyznam, że moi rodacy żyją dziś niestety jak społeczeństwo lunatyków, zatrute w dużej mierze propagandą. To, co im się przedstawia jako prawdę, bardzo słabo trzyma kontakt z rzeczywistością.

- Wierzą w to, że NATO ma agresywne zamiary wobec Rosji?

- Niestety, przy tej porcji propagandy jest to postrzegane jako "wojska NATO u naszych granic". Choć przecież wiara w NATO wywołujące wojnę z Rosją to są opary absurdu dla każdego, kto zna europejskie realia. Wyobraźmy sobie reakcję Niemców czy Francuzów na to, że ich kraj chce, do tego ofensywnie wypowiedzieć wojnę w Rosji. Przecież to coś idącego dużo dalej niż science fiction. Mówiliśmy jednak o rosyjskim rządzie...

- Oni raczej nie wierzą.

- To jest cyniczna gra. Społeczeństwa i politycy Zachodu powinni przestać brać serio to, co wygadują rosyjskie władze. To jest blef. Współczesnej Rosji absolutnie nie stać na wojnę z NATO, nie stać nawet na wojnę z Polską. Mogli robić wojnę z Gruzją. Mogli namieszać na Ukrainie, wywiad Rosji jest naprawdę dobry, bo jednak dostęp do technologii jest dziś większy. Czym innym jest jednak wojna na całego. To, że ktoś wygaduje sam o sobie rzeczy, że jest supermocarstwem, że znów jak równy z równym konkuruje z USA... No nie konkuruje, to propagandowe mrzonki. To powinno się ignorować.

- Ostrożność, z jaką podchodzą do rosyjskich reakcji zachodni politycy, wskazuje, że tego nie ignorują.

- To bardziej złożone. Część z nich ignoruje, ale musi grać swoją grę, więc nie powie tego wprost. Część, choćby związana z ministerstwami obrony, jest zainteresowana traktowaniem zagrożenia ze strony Rosji jako większe, niż jest. Jaki mają interes? Taki, żeby wyciągnąć jak największą część budżetu państwa dla swojego ministerstwa. Jak większa będzie ta część, jeżeli powiemy jak w latach 90., że Rosja jest słaba i Zachodowi nie zagraża?

- OK, ale część polityków niezwiązana z ministerstwami obrony wciąż nie zgadza się np. na stałe bazy NATO w Polsce i w krajach bałtyckich...

- I to jest inna część problemu, związana z jakością klasy politycznej na Zachodzie. To nie tylko moja obserwacja, ale poznałem polityków takich jak Ronald Reagan czy Margaret Thatcher. To były postaci, które nie bały się podejmować decyzji, które przejdą do historii, a w polityce międzynarodowej odcisną trwały ślad. Co zostanie po Obamie w tej polityce? Czy za kilka lat ktoś jeszcze będzie pamiętał, że Cameron był w Wielkiej Brytanii premierem? Ten kryzys jest widoczny i ich słabość wobec Putina bierze się z formatu przywództwa. Te stałe bazy to też strach przed podjęciem decyzji.

- Dlaczego?

- Wyobraźmy sobie, że Rosja podejmie jakąś grę. W Polsce, na Litwie, gdziekolwiek. Taką jak np. we wschodniej Ukrainie, że ktoś się gdzieś pojawi, do czegoś dojdzie. Stałe bazy to konieczność podjęcia decyzji, a choćby wyrażenia stanowiska. "Rotacyjna" obecność wojsk w sile 4 tysięcy już niekoniecznie. Co jednak Rosja może zrobić Zachodowi na serio? Wysłać piłkarskich chuliganów do Francji? No litości, naprawdę trudno brać te dzisiejsze zapowiedzi serio.

- Eksperci przestrzegają nie tyle przed agresją militarną, ile tzw. wojną hybrydową.

- A to już zupełnie co innego. To jest możliwe. Pamiętajmy jednak, że koordynowana wojna hybrydowa też kosztuje, a Rosja nie jest w najlepszej kondycji. Nie chodzi już nawet o zachodnie sankcje, ale o ceny surowców, z których się utrzymuje. Przecież pomimo tylu lat Rosja wciąż nie ma normalnej gospodarki, wciąż tylko gaz i ropa. Tracą przez głupotę reżimu Putina, który jeszcze kilka lat temu mógł być pewien spokojnego monopolu w Europie, a dziś, po tym co nawyrabiał na Ukrainie, wiadomo, że Europa zaczęła zwracać na to uwagę, Amerykanie zareagowali bardzo zdecydowanie, pojawiło się otwarcie na Iran. I trudno zgadnąć, jak postkomunistyczna gospodarka z zakładami, które padają, oparta na dwóch surowcach miałaby się z tego podnieść.

- Jest jedna część szczytu NATO, w zadowoleniu z jego "rewitalizacji" mocno niedostrzegana. Czy zaspokajając w jakiś sposób Polskę, Rumunię i kraje bałtyckie, NATO nie odwróciło się plecami do Ukrainy i Gruzji?

- To właściwie potwierdzenie wcześniejszej postawy polityków wobec Ukrainy i Gruzji. Przecież Gruzja została pozostawiona sama sobie. USA jeszcze robiły trochę hałasu, ale Europa zachowywała się skandalicznie. To jest trochę ten sam problem, który dotyczy kryzysu Unii Europejskiej. Zarządzają nią w dużej mierze ludzie, którzy wskakują na karuzelę dobrze płatnych stanowisk, lubią luksusowe życie. Po co im pakowanie się w jakieś kryzysy? To niewygodne.

Zobacz: Tadeusz Płużański: Polska pod ostrzałem (z Zachodu i Wschodu)