Dariusz Rosati: Wizyta Obamy potwierdzeniem znaczenia naszego regionu

2011-05-30 15:39

Dariusz Rosati podsumowuje zakończoną w sobotę wizytę prezydenta USA Baracka Obamy w Polsce: Ta wizyta odblokowała pewne rzeczy i pokazała zielone światło dla pewnych działań. Dyplomaci muszą to wykorzystać. Powołując się na wizytę, słowa obu prezydentów i ich ustalenia mogą popchnąć sprawy dalej. Jest to impuls do rozwoju relacji polsko-amerykańskich i jestem przekonany, że wykorzystamy tę szansę.

"Super Express": - Niemiecki tygodnik "Der Spiegel", podsumowując wizytę prezydenta Obamy w Polsce, stwierdził, że pokazała ona, iż Polska i Stany Zjednoczone nie mają sobie nic do zaproponowania. Podpisałby się pan pod tą diagnozą?

Dariusz Rosati: - Nie. Moim zdaniem, to bardzo jednostronna opinia. Przyznam, że nie wiem, czego oczekiwał "Der Spiegel" od tej wizyty. Może tego, że Amerykanie nagle wrócą do tematu tarczy antyrakietowej albo od ręki zniosą nam wizy?

- Rozumiem, że pan jest z wizyty zadowolony?

- Nie spodziewałem się po niej cudów, ale jestem zadowolony, że w ogóle doszła do skutku. Prezydenci USA bardzo rzadko składają wizyty w obcych państwach. Prezydent Obama czekał trochę z przyjazdem, ale w końcu dotarł do Polski i bardzo dobrze.

Przeczytaj koniecznie: Obama zachwycony Polską - zrobiliśmy z USA dobry deal

- Wizyta Obamy rodziła wiele oczekiwań. Wszystkie zostały spełnione?

- Na pewno zabrakło żony prezydenta Obamy. Wprawdzie była to wizyta robocza, ale doszło to pewnego dysonansu. W końcu pani Michelle była w Londynie i Paryżu. W Warszawie niestety jej zabrakło.

- Jeśli chodzi o sprawy polityczne, czegoś panu zabrakło?

- Nie rozumiem, czemu nie udało się podpisać umowy o stacjonowaniu wojsk amerykańskich. Obie strony mówiły, że decyzja jest już prawie podjęta, do omówienia zostały tylko szczegóły. To samo dotyczy wiz. Rozumiem obiekcje Amerykanów, ale prezydent Obama mógł przeforsować ich zniesienie kilka miesięcy temu i przywieźć decyzję do Warszawy. Obie te sprawy stworzyłyby wspaniały klimat i nadały pewną symbolikę tej wizycie. Szkoda, że nie dopracowano tych spraw.

- Przed wizytą wiele mówiło się o strategicznym partnerstwie wokół gazu łupkowego. Nie zabrakło panu jakiejś jasnej deklaracji w tej kwestii?

- Wydaje mi się, że na tym etapie rozpoznania sprawy udało się zrobić bardzo wiele. Jest jasna deklaracja ze strony Amerykanów, którzy mają technologię eksploatacji, są gotowi współpracować i są zainteresowani, żeby wejść na nasz rynek. Co więcej, poprzez Polskę chcą też otworzyć Europę poprzez neutralizację oporów wobec gazu łupkowego, które pojawiły się np. we Francji.

- A co przyniosła nam ta wizyta?

- Jest ona przede wszystkim świadectwem, że administracja prezydenta Obamy zdefiniowała na nowo swój pogląd na Europę Środkowo-Wschodnią. Pamiętamy, że nie była ona wśród priorytetów amerykańskiej polityki zagranicznej. Ważniejsze były relacje z Rosją czy Chinami, gdyż uznano, że w naszym regionie świata interesy Ameryki nie są zagrożone. W Białym Domu zreflektowano się, że to niewłaściwa taktyka, która prowadzi do spadku popularności Stanów Zjednoczonych i zmniejszenia entuzjazmu dla uczestniczenia choćby w operacjach wojskowych prowadzonych przez Amerykę.

- Obecność w Polsce prezydenta USA miała też chyba pokazać, że reset z Rosją nie jest prowadzony kosztem Polski i innych krajów regionu. Obama przekonał do tego opinię publiczną?

- Rzeczywiście, był to jeden z celów tej wizyty, choć nie wiem, czy to się akurat udało. Na pewno poszedł sygnał, że można jednocześnie mieć dobre relacje z Moskwą i Europą Środkowo-Wschodnią. Nawiasem mówiąc, prezydent Obama kilka razy wspominał o Rosji i tzw. resecie w relacjach między nią a Ameryką. Widać, że zależało mu, żeby z Warszawy wysłać sygnał mówiący, że żadne z jego działań, szczególnie projekt nowego systemu antyrakietowego, nie jest wymierzony w Rosję.

- Nie starał się upiec dwóch pieczeni na jednym ogniu? Mówi się, że Obama chciał ugłaskać i Polaków, i Rosjan.

- Słowa nic nie kosztują. Nie obrażajmy się, że ktoś kogoś próbuje ugłaskać, bo przecież sami lubimy być głaskani. Myślę, że Obamie zależało, żeby ta wizyta nie wzbudziła w Moskwie negatywnych komentarzy. Dla rozładowania sytuacji wysłał więc kilka przyjaznych sygnałów. Mnie to osobiście nie przeszkadza. Musimy sobie zdawać sprawę, że USA i Rosja potrzebują siebie nawzajem.

Patrz też: Barack Obama dostał prezenty: Wiedźmin, iPad, zepsute pióro, książka - te rzeczy Obama zabrał do USA

- Prezydent Obama uznał Polskę za lidera regionu. To nie jest trochę jego pobożne życzenie?

- Oczywiście, jest w tym trochę kurtuazji. Liderem będziemy, reprezentując interesy naszych sąsiadów na arenie międzynarodowej i załatwiając dla nich różne sprawy. Polska od kilku lat prowadzi politykę, która uwzględnia te interesy. Wydaje mi się, że Barack Obama to dostrzega i stąd jego słowa.

- Wielu podkreśla, że wizyta upłynęła w przyjacielskiej atmosferze. Teraz przed polską dyplomacją zadanie, żeby ten dobry klimat przełożyć na wymierne zyski?

- Zdecydowanie. Ta wizyta odblokowała pewne rzeczy i pokazała zielone światło dla pewnych działań. Dyplomaci muszą to wykorzystać. Powołując się na wizytę, słowa obu prezydentów i ich ustalenia mogą popchnąć sprawy dalej. Jest to impuls do rozwoju relacji polsko-amerykańskich i jestem przekonany, że wykorzystamy tę szansę.

Dariusz Rosati

Były minister spraw zagranicznych