"Super Express": - Minister Sikorski mówił w Berlinie o przyszłości strefy euro. Dlaczego tak go za to krytykujecie?
Witold Waszczykowski: - Fakt, że to był Berlin, jest drugorzędny. Choć akurat ten minister jest znany z proniemieckiego nastawienia. Sam tego nie ukrywa, mówiąc, że ścisła współpraca z Niemcami przybliży nas do decyzyjnego centrum Unii Europejskiej.
- Mówi nieprawdę?
- Problem w tym, że to absolutna wasalizacja. W czasach komunistycznych była instrukcja, że jak coś się dzieje, to najlepiej dzwonić po pomoc do radzieckiego ambasadora. Na gremiach decyzyjnych ONZ w delegacjach demoludów podnoszono rękę wtedy, gdy podnosił przedstawiciel ZSRR. Zgodnie z kanonem polskiej dyplomacji powinniśmy prowadzić politykę współdecydowania albo przynajmniej współkonsultowania ważnych kwestii dla naszego regionu i polityki wschodniej Unii.
- Minister w swojej wizji Europy zaproponował redukcję unijnych komisji o połowę. Zastąpienie trzech siedzib unijnych jedną, przy zachowaniu sporych prerogatyw narodowych, np. w polityce podatkowej.
- Ja to odczytałem inaczej - jako koncepcję, że Europę uratować może tylko ścisła kontrola budżetów narodowych. Żeby zrozumieć, dlaczego to jest tak groźne, zróbmy sobie małą powtórkę z historii. Zawsze to król, cesarz lub rząd bili pieniądz, ustalali jego stawki wymiany, podatki. Tworzyli i dzielili budżet. Ponad 10 lat temu po raz pierwszy w świecie wprowadzono wspólną walutę dla kilkunastu państw, nie tworząc jednocześnie decyzyjnego centrum politycznego zarządzania nią. Słowem, oderwano walutę od suwerena. Dziś mamy kryzys, bo w wielu państwach zaczęto się tą walutą bawić. Cichaczem oszukiwać innych, prowadzić kreatywną księgowość itd.
- No i teraz Unia narzuca im wszystkim restrykcje.
- Tylko że wciąż nie ma kto zarządzać euro. I tu Sikorski dołączył do tych, którzy chcą powołania federacyjnego ośrodka europejskiego, który będzie kontrolował budżety narodowe. Odwracają porządek wywalczony w rewolucjach ostatnich dwustu lat, gdy kolejne pokolenia biły się o suwerenne prawo do decydowania o podziale budżetu. Sikorski de facto proponuje, byśmy oddali tę władzę zewnętrznej instytucji - Brukseli. To ograniczenie suwerenności państwa.
- Więc co robić? Sytuacja jest tak poważna, że musimy wybierać - albo dalsza integracja, albo rozpad strefy euro.
- Jaki rozpad?! Po prostu odejdźmy od utopijnej koncepcji euro i wróćmy do wspólnego rynku. Do Europy sprzed kilkunastu lat, gdy były otwarte granice i swobodna wymiana czterech dóbr - usług, ludzi, pieniędzy i kapitału. To funkcjonowało w Europie Zachodniej przez kilkadziesiąt lat bez takich zawirowań.
- Minister jednak mówi, że rozpad euro jest groźniejszy dla Polski niż rosyjskie rakiety u naszych granic.
- To oczywiście przesada. Większym zagrożeniem jest wciąż nieokreślone bezpieczeństwo Europy Środkowej. Odejście od euro na pewno wiązałoby się z pewnymi turbulencjami. Ale wielu ekonomistów wskazuje na to, że przy takiej zależności naszych gospodarek nie ucierpielibyśmy znacząco w wypadku zastąpienia euro marką niemiecką.
Witold Waszczykowski
Poseł PiS, były wiceminister spraw zagranicznych