Witold Waszczykowski: Nie ma żadnych namacalnych efektów

2014-09-08 4:00

"Super Express": - Zakończył się szczyt NATO w Newport. Jak pan odbiera powzięte tam ustalenia, deklaracje?

Witold Waszczykowski: - Negatywnie, ponieważ te deklaracje nie zmieniają naszego statusu bezpieczeństwa. Nie podnoszą go, nie zrównują ze statusem bezpieczeństwa Europy Zachodniej. Są polityczne deklaracje, które dopiero po wielu miesiącach będą przekładane na decyzje wojskowe. Takie decyzje czy projekty mają się ukazać dopiero w lutym przyszłego roku na spotkaniu ministrów obrony. Ale nie zakładają tego, że na terenie Polski znajdzie się jakikolwiek żołnierz o wartości bojowej. Decyzje te zakładają, że powstanie dowództwo szpicy składające się być może z kilkudziesięciu, może stu kilkudziesięciu sztabowców. Natomiast żadna jednostka bojowa z Europy Zachodniej nie przybędzie do Polski, aby nas wesprzeć. Dość mgliście mówi się też o stworzeniu jakichś składów materiałowych i składów broni. Ale kto te składy zrobi i jak one będą wpięte w system obrony Polski, też nie wiadomo. Jak na razie Polska nie zdobyła żadnego dodatkowego zabezpieczenia przed tym, co się dzieje na Wschodzie.

- Co byłoby dla nas satysfakcjonujące, co powinniśmy byli ugrać na tym szczycie?

- Polska domagała się, aby nastąpiło przesunięcie kilku garnizonów wojskowych z Europy Zachodniej, gdzie są one niepotrzebne, na teren Polski. Oczywiście nie muszą to być stałe bazy, w takim sensie, w jakim funkcjonują miasteczka amerykańskie w Niemczech. Rzeczywiście w tych polskich bazach mogłaby następować rotacja żołnierzy co kilka miesięcy. Ale de facto te bazy by istniały, jednostki byłyby gotowe wesprzeć nasz system obronny. Takich decyzji nie uzyskaliśmy.

-Zadeklarowano podniesienie gotowości bojowej szczecińskiego Korpusu Północno-Wschodniego. To nas wzmocni?

- Korpus Północno-Wschodni nie jest włączony w system obrony Polski. To jest korpus do prowadzenia ćwiczeń dla wojska NATO, które miało być używane w operacjach poza obszarem państw NATO. W związku z tym w tej chwili sprecyzowania wymaga charakter, jaki ma mieć ten korpus, czy będzie on włączony w system obrony Polski. Jeśli chodzi o szpicę i jej tempo mobilizacyjne, obowiązek przygotowania się do akcji w ciągu tygodnia, to jednak nie zastąpi ona fizycznej obecności tych jednostek na terenie Polski.

- Co pan sądzi o postulacie osiągnięcia progu 2 proc. PKB w wydatkach na obronność przez państwa NATO?

- Ta zasada funkcjonowała w NATO od wielu lat, natomiast nie była przestrzegana. Choć NATO domagało się od państw, aby ten poziom 2 proc. PKB uzyskiwano w budżetach, to ten postulat przez lata nie był realizowany. Czy teraz będzie? Trudno mi sobie wyobrazić, że Portugalia czy Hiszpania, mając taki kryzys, będą przeznaczać na wojsko 2 proc. PKB. Mają własne problemy z imigrantami z Afryki Północnej, potrzebują pieniędzy na straż graniczną czy na obozy dla uchodźców. Trudno sobie wyobrazić, że jeśli przez lata nie udało się ich przekonać, powiedzie się to teraz. W tej sprawie jestem sceptyczny.

- Wydaje się pan sceptyczny co do całości postanowień. Dlaczego?

- W tej chwili żaden namacalny efekt nie został wprowadzony. Do Polski przez wiele miesięcy nie przyjedzie żaden żołnierz, który wzmocni nasze bezpieczeństwo.

- Ale przyjadą do Polski przedstawiciele państw NATO. Prezydent Komorowski zapowiedział, że w 2016 roku szczyt Sojuszu odbędzie się w Warszawie. To sukces czy miejsce szczytu nie ma znaczenia?

- To oczywiście ma znaczenie prestiżowe i polityczne. Jako gospodarz będziemy mogli domagać się więcej zmian idących zgodnie z naszym kierunkiem myślenia. Jednak jest to odległy termin. Dzisiaj widać, że wojna na Ukrainie toczy się dalej, Rosjanie wznowili ostrzał, brną na zachód. Z tego punktu widzenia uważam, że nie ma się co zachłystywać 2016 rokiem, bo czekają nas bardzo ciężkie czasy, a sytuacja jest bardzo dynamiczna.

ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail