Witold Modzelewski: Jesteśmy aneksem

Dobre i złe strony 10-letniej obecności Polski w Unii Europejskiej w ocenie znanych ekonomistów.

"Super Express": - Jak ocenia pan 10 lat obecności Polski w Unii Europejskiej? Zbudowaliśmy kilometry autostrad, granice są otwarte, pieniądze płyną szerokim strumieniem...

Prof. Witold Modzelewski: - Mówimy o dziesięcioleciu naszego uczestnictwa w pewnym historycznym eksperymencie. Nigdy nie udało się stworzyć tak dużej unii celnej, obejmującej większość naszego kontynentu, która jednocześnie wytworzyła organy parapaństwowe. W określonym zakresie jesteśmy przecież poddani jurysdykcji Unii. Chodzi mi o te wszytkie dyrektywy, rozporządzenia.

- 10 lat w UE opłaciło się Polsce i Polakom czy nie?

- Powiem tylko o fragmencie rzeczywistości, którym się zajmuję. Ta dekada utrwaliła stan rzeczy, który ukształtował się w latach 90. I przed wojną, i w czasach Polski Ludowej staraliśmy się stworzyć państwo przemysłowe. To się lepiej lub gorzej udawało. W latach 90. chcieliśmy innej wizji Europy i dziś mówi się o dezindustrializacji. Nasza obecność w UE tylko to pogłębiła. Unia wprawdzie też przeszła ten proces, ale my teraz staliśmy się w istocie takim aneksem do gospodarki niemieckiej.

- Krytycy naszej obecności w UE mówią o naszej zależności od większych graczy w Unii i zwracają uwagę, że nasza pozycja nie odpowiada choćby wielkości naszego kraju i liczbie ludności.

- Nie trzeba być politologiem, żeby powiedzieć, że nie jesteśmy ważnym graczem w Unii, raczej tym, który wierzy, że jeśli dostosujemy się do wszystkich dyrektyw i prawa europejskiego, to będziemy dużo lepiej zorganizowanym państwem niż teraz. Ale oddanie przez nas suwerenności na niektórych polach z reguły nam na złe nie wychodziło.

- Jak to?

- To nie zawsze są rzeczy najmądrzejsze, jak choćby już przysłowiowe unijne definicje długości ogórka. Ale to nie znaczy, że to, co mielibyśmy do zaoferowania w zamian, byłoby lepsze. W sferze kulturotwórczo-cywilizacyjnej Unia wiele do nas wniosła, np. dostrzeganie potrzeby ochrony praw konsumenta, ochrony środowiska itd. Jeśli jednak chodzi o stronę czysto ekonomiczną, a zwłaszcza finansów publicznych, to jest dramat. Mamy w Polsce największe załamanie dochodów budżetowych od 25 lat. Marzec był katastrofą, a przecież mówimy o podatkach zharmonizowanych z podatkami, którymi rządzi Unia. Unia rządzi nimi fatalnie. Cała koncepcja harmonizacji podatków UE skończyła się ogromnym długiem publicznym, ogromnymi wyłudzeniami i uchyleniami się od podatków.

- Ale nadal dużo więcej pieniędzy otrzymujemy z Unii, niż do niej wpłacamy. Następna perspektywa budżetowa nie będzie dla nas już tak różowa, ale w tej chwili jest to jednak potężny zastrzyk finansowy.

- Ale jeśli nasz dług publiczny w ciągu tych 10 lat urósł o ponad 100 proc., to co jest ważniejszym źródłem finansowania? Środki, które otrzymujemy, czy utracone dochody, które musieliśmy zrekompensować gigantycznym długiem publicznym? A i tak nie jesteśmy tacy najgorsi, bo bogatsze państwa są jeszcze bardziej zadłużone od nas. Ciężko jest jednak dzielić włos na czworo i powiedzieć, czy bardziej jesteśmy winni my sami, czy ten nieudany pomysł harmonizacji podatków w skali UE.

- Jak pana słucham, to mam wrażenie, że trzeba czym prędzej się pakować i wychodzić z Unii.

- Z pewnych rzeczy nie należy wyciągać wniosków o charakterze politycznym. Ale czy my się nauczymy czegoś z tego doświadczenia? Obawiam się, że nie bardzo, bo Unią zaczną targać zupełnie inne problemy, których nie rozumiemy.

Polub nas na Facebooku