- „Super Express”: - Dziś w Helsinkach spotkają się prezydencji Stanów Zjednoczonych i Rosji. Szczyt Trumpa z Putinem może mieć wpływ na Polskę?
- Jerzy Haszczyński: - Oczywiście, że może. Zwłaszcza, jeżeli jednym z najważniejszych tematów stanie się wątek ukraiński.
- Eksperci przekonują, że w kwestii Ukrainy przełomu nie będzie…
- Z różnych przecieków wynika, że Donald Trump sugerował, że mógłby uznać aneksję Krymu. Według prezydenta mieszkają tam Rosjanie i kropka.
- I co to będzie oznaczało w praktyce?
- To, że najważniejszy polityk Zachodu akceptuje przesuwanie granic. Być może w tej konfiguracji nie istnieje dla niego coś takiego jak integralność terytorialna.
- To brzmi groźnie…
- Tak, to jest totalne zagrożenie dla całego świata. W szczególności dla tej części, w której leży Polska. Wypowiedź Trumpa popierająca aneksję Krymu byłaby zachętą dla innych. Naruszałaby międzynarodowy porządek. Wiele jednak wskazuje, że prezydent USA na szczęście się na to nie zdobędzie. Podpisał się pod deklaracją zakończonego w piątek szczytu NATO, w której jest mowa, że państwa członkowskie nigdy nie uznają aneksji Krymu przez Rosję.
- Na tym szczycie NATO Trump występował nawet jako polityk zdecydowanie antyrosyjski. Prezydent USA jest jednak uznawany za osobę nieprzewidywalną. Może tak się zmienić w dwa dni i nagle poprzeć Putina?
- Donald Trump popierając deklarację NATO pokazał, że zgadza się z innymi. W jego przypadku można się jednak spodziewać nagłej zmiany decyzji. Tak, jest na swój sposób nieprzewidywalny.
- Gdyby miał pan zdefiniować, czy tuż przed rozpoczęciem szczytu Trumpowi bliżej czy dalej do Rosji, to…
- Z Trumpem jest tak, że raz jest antyrosyjski, a innym razem popiera Putina. Trudno za nim nadążyć. Krytykował Niemcy i był antyrosyjski za energetyczne związki i interesy z Rosją. Pytanie jednak, czy uważał za złe energetyczne związki z Rosją, czy samą Rosję? Jednocześnie stwierdził przecież, że może się „zaprzyjaźnić” z Putinem.
- Można sobie wyobrazić, że po bezpośrednim spotkaniu Trump zapała przyjaźnią do Putina i dojdzie do znaczących zmian w polityce?
- Przyjaźń w polityce coś tam znaczy, ale nie przesadzałbym z tym. Ciągłość instytucjonalna i stałe interesy powodują, że takie przełomy są trudne. Z punktu widzenia Rosji jest to oczywiście znacznie prostsze.
- Dlaczego?
- Prezydent Rosji ma właściwie wszystko w swoich rękach. Jeżeli o czymś zadecyduje, to może się to po prostu zdarzyć. W przypadku Trumpa, poza jego opinią, liczy się wiele instytucji w USA, które muszą wydać zgodę na jego koncepcje. Na dodatek Trump będzie prezydentem 2,5 roku. Maksymalnie 6.5 roku. Polityka USA jest bardziej długofalowa niż ten okres.
- Można sobie wyobrazić, że Trump zaostrzy stosunki z Rosją i np. przesunie wojska NATO na wschód w większym stopniu niż do tej pory?
- To bardzo ważny temat dla Putina. Zależy mu, żeby wybić to z głowy Trumpowi, a dodatkowo przeniesienie wojsk amerykańskich do Polski nie jest taką prostą sprawą. Do tego potrzeba nie tylko woli prezydenta, ale bardzo wielu zgód amerykańskich instytucji. Utworzenia nowych, stałych baz graniczy niemal z niemożliwością. Przypuszczam, że Pentagon pracuje nad wzmacnianiem militarnym naszego regionu w inny sposób.
- Obserwatorzy szczytu twierdzą, że to będzie „pusta demonstracja siły” ze strony Rosji. Faktycznie gesty Putina są „puste” i nic za nimi nie stoi?
- Nie pocieszajmy się, że siła i gesty Putina są puste. Mamy dowody, że Rosjanie swoją siłę wykorzystują do zmiany sytuacji geopolitycznej i kierowania swojej agresji na kraje w ich bliskim sąsiedztwie. Rosja jest realnym zagrożeniem i od 2014 daje na to przykłady. Sprawa nie jest zakończona. W każdej chwili może zrobić następne kroki.