Wiktor Świetlik

i

Autor: Piotr Piwowarski

Wiktor Świetlik: Ziobro Kaczora w sosie własnym

2012-09-20 4:00

Co zrobiłaby banalna opozycja w takiej sytuacji, w jakiej się znajdujemy? Ogłosiła własny plan reformy sądownictwa, kontroli finansowej, objechała Polskę, pokazując alternatywę dla rządzących, starała się trafić do nowego elektoratu, szukała nowych liderów, sojuszników, unikała radykalizmu. My jednak po prawej mamy opozycję niebanalną. W PiS ciągle trwają poszukiwania przyszłych kandydatów na premierów, którzy byliby tymi kandydatami zamiast Jarosława Kaczyńskiego.

Ale okazuje się, że obecni PiS-owcy jakoś buław w plecakach nie noszą. W końcu wiadomo, że taka zacna nominacja przez kolegów na premiera, prezydenta albo - to najgorsze - szefa partii, w miejsce Jarosława Kaczyńskiego, nawet jak zostanie dokonana przez niego samego, skończy się pod względem rozwoju kariery tym, czym pocałunek szefa w filmach o mafii. Przez kolejnych kilka miesięcy ci faceci, którzy kolegę albo koleżankę sami wyznaczyli na następcę lub zastępcę, będą o nim mówić, że mu odbija, iż chce zdetronizować prezesa. Ten kolega w końcu zgorzkniały skończy na jakiejś prawicowej kanapie albo będzie krążył wokoło PO, podlizując się Tuskowi i w czambuł potępiając prezesa PiS, który jeszcze niedawno był dla niego Bogiem Wszechmogącym. Jeszcze ciekawiej wygląda decyzja Solidarnej Polski, że premierem tej partii po najbliższych wyborach, które niechybnie ona wygra, zostanie - uwaga, fanfary, werble, trąbki - Tadeusz Cymański! Nie lider, czyli Ziobro, nie Dorn, ale Cymański. Naród po tym oszalał. Jak zapowiedziano, to "człowiek na trudne czasy". Cymański, którego głównym politycznym atutem jest to, że jest sympatyczny i dużo występuje w telewizji. To jest po prostu to. Należy oczekiwać, że przy takim charyzmatycznym kompetentnym kandydacie sondażowo ziobryści poszybują do nieba. Szkoda tylko, że swojego kandydata na premiera, po niechybnym zwycięstwie wyborczym, nie ogłosiła PJN. Co prawda wybór kandydata mógłby skończyć się rozłamem w partii, a wciąż ma ona troje członków: Kowala, Migalskiego i Jakubiak. Patrząc na tę całą polską prawicę, zastanawiam się, czy w umysłach tych wszystkich ludzi rodzi się czasem, jeśli jeszcze czasem się cokolwiek tam rodzi, refleksja, że to przez nich Polską Tusk rządzi przez drugą kadencję, że interesy, jak przepowiedziała proroczo madame Sawicka, "są robione", a będą robione pewnie jeszcze większe. Czy tym facetom przechodzi czasem przez myśl, że funkcjonują w politycznym świecie, który przypomina bohaterów Koterskiego, którzy żyją wyłącznie swoim własnym życiem wewnętrznym, popadając w coraz to głębszą chorobę psychiczną? Wątpię. Myślę, że jeśli mają jakąś refleksję, to taką w stylu Juliusza Cezara, który kiedyś stwierdził, że lepiej być pierwszym na wsi niż drugim w Rzymie. Lepiej kierować dożywotnio jakąś bandą lizusów albo kanapą i niszczyć każdego konkurenta, niż walczyć o realną władzę i proponować rozsądną alternatywę. Swoją drogą, jakby Juliusz Cezar tę polską polityczną wieś zobaczył, to chyba zmieniłby zdanie.