Wiktor Świetlik: Wyślijmy polityków do Biedronki, ale na kasę

2011-03-31 4:00

Jeszcze chwila, a dowiemy się, że Aleksander Kwaśniewski swoje liczne zegarki, po sto tysięcy za sztukę, też kupował podczas codziennych zakupów w Biedronce, albo że Ola Kwaśniewska przynosiła mu je w siatce między bakłażanami a sałatą, z zakupów na przyblokowym targu spożywczym.

Najważniejsi politycy w kraju zajęli się udowadnianiem, że są tacy sami jak my. No, może nieco lepsi, ale, że żyją podobnie. Najpierw Jarosław Kaczyński objawił się w osiedlowym sklepiku z dziennikarzami. To, że nie robi zakupów w Biedronce, jest jak najbardziej godne pochwały - przecież trudno, żeby pobierający poselską pensję prezes PiS obżerał "biedaków" i zajmował im miejsce w kolejce do kasy. Za to premier Tusk, jak się dowiedzieliśmy, kupuje w Biedronce i to chadza tam wraz z rodziną. A zaraz potem też się okazało, że jako żywo nikt premiera tam nie widział. Facet domaga się najwyraźniej podwyżki. Nawet na Biedronkę już go nie stać. No, może co najwyżej czasem pośle Arabskiego albo Grasia po świetne chilijskie wino Casillero del Diablo, które w Biedronkach jest rekordowo na tle konkurencji tanie - butelka poniżej trzydziestu złotych. Nie śmiejcie się ze mnie, domyślam się, że tak naprawdę dla premiera to jabol, ale kwiatki czymś też trzeba podlać.

Daliście się zwieść i uwierzyliście, że politycy żyją tak jak inni ludzie w Polsce? Nie? Nie macie czym się chwalić, bo wyjątkowo kiepsko was zwodzono. Kaczyński i Tusk mówiący o tym, że ich życie niczym się nie różni od życia zwykłych Polaków, są mało wiarygodni. Równie dobrze ja mógłbym zachęcać do ascezy albo redaktor naczelny "Super Expressu" do używania płynów na porost włosów na głowie. Nikt by nie uwierzył.

Kluczowi politycy w Polsce to ludzie zamknięci wśród asystentów, samochodów służbowych, barczystych ochroniarzy. O tym jednak jak świat ten daleki jest od naszego życia, świadczy coś zupełnie innego - i Kaczyński, i Tusk do niedawna niezbyt radzili sobie z komputerem. To też efekt niewoli świata sekretariatów. Taki Jan Rokita choćby, gdy przestał być posłem, nagle odkrył Internet i się na pewien czas uzależnił. W filmie "Ghost writer" Romana Polańskiego jest taka scena, kiedy brytyjski premier patrzy na malutki nośnik pamięci, pendrive'a, i dziwi się: "to w takim maleństwie można zmieścić całą książkę?". Tak właśnie z nimi jest!

Jak można rozumieć współczesny świat, nie rozumiejąc, jak przepływają informacje, czym interesują się ludzie, jak myślą, czym jest You Tube, Facebook albo Google? Jak rządzić w ten sposób? Jak widać, da się. Co najwyżej raz na jakiś czas wysmaży się bubel w postaci pomysłu na obowiązkową rejestrację filmowych serwisów internetowych, a potem nałyka trochę wstydu.

Politycy - ci kluczowi - są bardzo daleko od nas. A powinni być bliżej. Proponuję na początek kurs komputerowy albo lepiej kurs obsługi kasy sklepowej. Miesięczny. Najlepiej w Biedronce.