Jedną ze spraw, które różnią zwykłe firmy, urzędy, instytucje od Kościołów, związków i sekt, jest to, że ludzi ocenia się tam według tego, co robią, a nie co myślą. Kierownika zakładu stolarskiego powinno interesować to, czy jego pracownik równo przyciął, wyheblował deski i zbił z nich krzesło. A nie to, czy przy tym myślał o dobru siedzącego na tym krześle, a nie po prostu wykonał robotę, by wziąć wypłatę i pójść do domu. Podobnie jest w administracji. Z reguły ludzi nie obchodzi to, co minister albo wójt nosi w głowie. Jak będzie uczciwy, pracowity i wydajny, to fakt, czy robi coś dla dobra ogółu, czy by zapewnić sobie przyszłą kadencję, ma wtórne znaczenie. Podobnie niezbyt istotne jest, czy komuś nic nie wychodzi, bo jest świadomym psują, czy też kieruje się starą dewizą rosyjskiego premiera Czernomyridna "chcieliśmy dobrze, ale wyszło nam jak zawsze". Dobrze podsumowuje to przysłowie o tym, że dobrymi intencjami jest piekło wybrukowane.
Intencje ważne są tam, gdzie walczy się o duszę człowieka. Księdza - słusznie - nie interesuje tylko to, czy grzeszymy czynem, ale i czy nie robimy tego w myślach. Tak jest w każdej religii.
A także w "Gazecie Wyborczej", bo oto szacowne koleżeństwo zajęło się wczoraj na pierwszej stronie ustawą antysmogową, którą podpisał prezydent Duda. Problem w tym, że przeciwko niej występował PiS, a optował za nią właśnie dziennik Adama Michnika. Jak piszą tam, dobrze, że ustawa wejdzie w życie, ale zasługa Dudy i tak się nie liczy, bo "nie udowodnił tym ani niezależności, ani troski o dobro wspólne". Zrobił to z jakichś innych, niecnych, nie do końca określonych przyczyn. A więc nawet jak Duda, PiS albo inna opozycja wobec wspieranego przez "Wyborczą" rządu robi coś dobrego, to w gruncie rzeczy robi coś złego, bo robi to w złej wierze. A z kolei jak Ewa Kopacz coś schrzani, to zawsze niechcący, bo przecież chciała dobrze. Liczy się to, co w sercu, a o tym decydują wyłącznie kapłani z ulicy Czerskiej.
Sprawdź: Poseł po Palikocie dostał 30 tys. zł za 5 dni pracy w Sejmie