Wiktor Świetlik

i

Autor: Piotr Piwowarski

Wiktor Świetlik: Wolność słowa po rusku

2012-12-06 3:00

Nie ma chyba większej frajdy dla publicysty niż to, że pod jego wpływem ktoś zmieni zdanie. Otóż muszę z dumą stwierdzić, że pod wpływem gromadki osób tworzących, de facto nieistniejący już, tygodnik "Uważam Rze" zdanie w rozmaitych sprawach zmieniła cała plejada polskich dziennikarzy.

Po pierwsze, wiele koleżanek i kolegów (określenia tego używam pro forma, bo to nie są moi żadni koledzy i raczej nimi nie zostaną) nagle pokochało wolny rynek. Przez ostatnie lata przecież oni i ich organy wyborcze zachwycali się zachodnią lewicą, walką z kapitalizmem. Udawali, że wstawiają się za każdym zwalnianym pracownikiem (o ile nie był z Solidarności), walczyli z umowami śmieciowymi, wykluczeniami, opowiadali o pracowniczej świadomości, społeczeństwie obywatelskim i tak dalej. No i co się z nimi wszystkimi stało? Turbokapitaliści się z nich zrobili. Wystarczyło, że ich znienawidzeni "koledzy" ze znienawidzonej gazety odeszli, bo solidaryzowali się ze swoim naczelnym. I co? Hańba! Jak śmieli! Właściciel ma swoje prawa, to jego własność. Co prawda, właściciel podeptał też prawo redakcji do autonomii, rozwiązywał wcześniej z ludźmi kontrakty na podstawie rozmaitych karnych, dyscyplinarnych kruczków prawnych, ale państwo Kolenda-Zaleska, Durczok, Lis, Maziarski et consortes i to zrozumieją. Mamy przecież kapitalizm i takich kapitalistów, jaki kapitalizm - kapitalistów po rusku.

Nie dość tego, niejaki redaktor Wołek, facet, który koncertowo położył chyba ze trzy gazety, a do tego cechuje go to, że nie lubi go prawie nikt z ludzi, którzy z nim pracowali, udzielił tygodnikowi "Newsweek" wywiadu. W wywiadzie tłumaczy, dlaczego dziennikarze, których on nie lubi i określa jako "watahę", są źli. Źli są dlatego, że mają swoje poglądy, jak przychodzą do jakiejś redakcji, to próbują je głosić, a jak to się nie podoba wydawcy, to odchodzą. Do tej pory wydawało się, że to wzorzec niezależnego dziennikarstwa. Że tacy byli właśnie Orwell czy Fallaci - nie wyrzekali się swoich poglądów za żadną cenę. Jak się okazuje, dziś szacowni redaktorzy już nawet nie udają. Dobre dziennikarstwo to takie w stylu Wołka albo Lisa - dopasowane do poglądów wydawcy, a także linii rządu. W ten sposób po latach ględzenia o wolności słowa, pluralizmie, demokracji doczekaliśmy się powrotu passentyzmo-urbanizmu w turbokapitalistycznej wersji na modłę moskiewską.

Dobrze, że ludzie zmieniają poglądy. Podobno tylko krowa nie zmienia poglądów. To prawda. Za to zdaje się, że ze szczególną łatwością zmieniają je świnie.