Przed trudną, pokręconą, niejednoznaczną rzeczywistością w ten sposób uciekają nie tylko jednostki, ale też całe organizacje, media, a nawet rządy. I myślę, że dziś w Polsce mamy do czynienia z taką masową ucieczką przed kryzysem, na który pewnego pomysłu tak naprawdę nikt nie ma.
Rząd i większość mediów uciekły w euroeuforię, fanatyzm. Pustka, brak merytorycznych argumentów za szybkim przyłączeniem Polski do strefy euro wypełniane są entuzjazmem. Europa będzie z nas dumna. Będziemy jeszcze bardziej jej częścią. Musimy ratować euro, wspierać Niemcy, wzmacniać kompetencje brukselskich urzędników, a osłabiać własne.
Wielkie kryzysy zawsze obfitowały w katastroficzne wizje. Co więc będzie, jeśli Europa zrezygnuje ze wspólnej waluty (którą to rezygnację powszechnie już się przedstawia jako całkowite odrzucenie jakiejkolwiek integracji)? Kataklizm, pożre nas wszystkich recesja, nasze waluty się załamią, produkcja stanie, wybuchnie wojna, no i rzecz jasna, co najważniejsze, wróci faszyzm. Szkoda tylko, że nie można jak przy okazji efektu klimatycznego postraszyć wybuchem wulkanów i wielką powodzią, ale cała nadzieja w naszych ministrach, co rusz rzucających straszliwe wizje przyszłości jako "tematy pod europejską dyskusję".
W takich trudnych czasach nie warto nawet mnożyć wątpliwości. Choćby takiej, że jeśli po likwidacji euro nasza waluta stanieje, ale niemiecka będzie też bardzo tania, tańsza niż euro, to dla nas dobrze, bo nasze gospodarki są najbardziej powiązane. I nie ma sensu dociekać, jak to jest, że ten sam minister mówi, że powinniśmy mieć euro, i z drugiej strony się cieszy, że nie dotkną nas konsekwencje finansowe za brak dyscypliny budżetowej, bo nie mamy euro. Mamy czas wiary, a nie myślenia.
Opozycja z kolei ucieka w jakiś mistycyzm. Konkurencyjne marsze pod pomniki ojców narodu mają zdaje się wskrzesić ich ducha, by ratowali ojczyznę.
Do tego kara śmierci, nie wiadomo czemu akurat teraz wyjęta, coś jak powrót do dawnej wiary. I mantry na każdą okazję: zdrajcy, sprzedawczyki, Trybunał Stanu. Przekonywanie przekonanych, wzajemne umacnianie się w swoim cierpiętnictwie z powodu braku władzy, której nie potrafi się zdobyć (Czemuś biedny? Boś głupi. Czemuś głupi? Boś biedny!).
Zbiorową odpowiedzią naszych elit na kryzys jest eskapizm, wielka ucieczka w mity, legendy, marzenia. W takim razie ja proponuję proste rozwiązanie dla wszystkich. Zalegalizujcie i dotujcie z NFZ twarde narkotyki, abyśmy mogli uciec wszyscy.
Z tym rządem i tą opozycją to może być jedyne wyjście.