Mitt Romney bowiem pewnego dnia na kongresie wyborczym stwierdził mniej więcej: "Uwielbiam Wielkiego Ptaka z ulicy Sezamkowej, ale nie mogę zaakceptować sytuacji, w której dotujemy telewizję publiczną za pieniądze pożyczone od Chińczyków". Ta wyjątkowo niemerytoryczna i demagogiczna wypowiedź została szybko potępiona na całym świecie. Nawet sympatyzujący z Romneyem specjaliści uznali, że Romney powinien powiedzieć: "Wielki Ptak z ulicy Sezamkowej świetnie sobie poradzi także bez publicznych pieniędzy". To by było merytoryczniej.
Ale najbardziej merytorycznie, szczerze i głęboko jest tak, jak zrobił to prezydent Obama, który przez całą resztę kampanii powtarzał, że Wielkiego Ptaka obroni przed Romneyem. Do kwestii finansowych, kłopotów amerykańskiego budżetu i podatnika się w tym kontekście nie odnosił. To zresztą zrozumiałe. Czymże jest jakaś prozaiczna dziura budżetowa w stosunku do troski o ulubionego pluszaka Ameryki. W tym sporze jak na dłoni zobaczyliśmy, czym różni się prymitywna demagogia (prezentowana przez Romneya) od głębi analizy i wizji politycznej (Obama broniący Ptaka).
Amerykanie zafundowali sobie i szczęśliwemu światu drugą prezydenturę faceta, który odwołuje się do takich konkretów, jak "nadzieja", pokój" i "budowa nowej Ameryki". Jakże różnił się on od typa, który gadał wciąż o oszczędnościach, bezpieczeństwie, rynku. Czyż to nie symbol nowych, wspaniałych czasów, w których przyszło nam wszystkim żyć? Wszyscy będziemy żyli w nowym, wspaniałym świecie wraz z Barackiem Obamą. Cieszą się i ślą gratulacje polscy politycy facetowi, któremu tak dużo zawdzięczamy. Likwidację programu tarczy antyrakietowej, popularyzację hasła "polskie obozy śmierci", przymykanie oka na łamanie praw człowieka w Rosji.
Do tego prezydent Obama ma też świetne poczucie humoru. Prezentuje je choćby wtedy, kiedy po cichu obiecuje władcom Rosji ustępstwa po wyborach w sprawie rozmieszczenia rakiet. To tylko żarty. Za to w sprawie zapowiedzi zniesienia wiz dla Polaków pełna powaga. Wielki Ptak z ulicy Sezamkowej nam je zniesie.