W wywiadzie z portalem Interia.pl Donald Tusk „ujawnił” (jak to lubią pisać media), że pokonanie Fransa Timmermansa przez manewr oskrzydlający wykonany przez Mateusza Morawieckiego wcale go nie martwi. Nie pęka ani trochę. Ktoś naiwny mógłby stwierdzić, że nasz były premier uznał, iż otwarte zaangażowanie Timmermansa w kampanię wyborczą Wiosny Biedronia i deklaracje, że jego celem jest odsunięcie PiS od władzy to trochę za dużo. Ktoś mógłby pomyśleć też, że nieco przeczy to temu, iż przez ostatnie cztery lata holenderski komisarz udawał, że obchodzi go tylko praworządność. Nic z tych rzeczy. Donald Tusk cieszy się, że Timmermans nawet jak nie będzie szefem Komisji to i tak nadal będzie jej wiceszefem, co tylko „wzmocni komisję w jej staraniach na rzecz praworządności w Polsce”.
To miłe, że Donald Tusk wzorem pana Grzyba przeszedł taką przemianę. Kiedyś jego rządy kojarzyły się z nalotami na redakcje, podsłuchami, przeciekiem w sprawie afery hazardowej, tłuczeniem demonstrantów na kwaśne jabłko, bezkarną mafią VAT-owską, przekrętami na kamienicach w Warszawie. A teraz się nam Tusk nawrócił i troszczy się o innych – jeszcze nie nawróconych. Tylko musi dać książkę pana Grzyba do przeczytania także Fransowi Timmermansowi. Bo i on się musi zmienić i zamienić z polityka w uczciwego, obiektywnego urzędnika. Do tej pory nigdy nim nie był, ale ma dopiero 58 lat, a ponoć uczciwe życie najlepiej zacząć po sześćdziesiątce kiedy się już mniej wszystkiego chce.