Albowiem w naszym kraju nawet zorganizowana turystyka czasem zamienia się w survival godny najdzikszych ostępów puszczy amazońskiej - uwięzienia w egipskich lub tunezyjskich hotelach, brak środków na powrót, żebranie o jedzenie, niepewność jutra. Część turystów i w tym roku się nie rozczaruje. Po ubiegłorocznej wielkiej fali plajt biur podróży miała nadejść odnowa i reforma, w której wyniku ludzie będą już bezpieczni. - Czy mamy stuprocentową gwarancję bezpiecznego wyjazdu i powrotu z wakacji? Doświadczenia pokazują, że nie. Mimo nieustannych zapewnień i prac nad udoskonaleniem systemu zabezpieczeń finansowych, wciąż wygląda to jak podejmowanie decyzji "na kolanie" i pobudkę po tym, jak budzik dzwonił już kilka razy. Dlatego też mimo wszystkich zapewnień radzimy wziąć sprawy w swoje ręce i starać się w największym stopniu minimalizować zagrożenie utraty swoich pieniędzy - pisze serwis internetowy Podróżuj z głową, zajmujący się radzeniem ludziom, jak nie dać się oszwabić biurom turystycznym i nie zostać na lodzie. Klienci kilku biur turystycznych, które już "ogłosiły upadłości" w tym roku, mogą chyba potwierdzić, że warto czytać takie strony i dokładnie wertować umowy. Swoją drogą, z tymi upadłościami jest często trochę jak w "Ziemi obiecanej", w której Goldberg "się spalił", bo wcześniej zrobił sobie bilans, a teraz dzięki pożarowi "zarobi miliony".
W normalnych krajach istnieją jakieś sprawne instytucje, które sprawdzają, czy ktoś, kto wysyła ludzi na wakacje, ma odpowiednie zabezpieczenia, może prowadzić biuro i tym podobne. U nas sami, kupując wycieczkę, nie tylko jesteśmy klientami, lecz musimy zamienić się też w inspektora audytu, który bada wypłacalność biura, jego wiarygodność i przeszłość właścicieli. Tak to polskie państwo dba o kształtowanie samodzielności i odpowiedzialności obywateli. Za drobną opłatą rzecz jasna.