Wiktor Świetlik

i

Autor: Piotr Piwowarski

Wiktor Świetlik: Sposób "na Liroja"

2016-02-04 3:00

Benedykt XVI w swojej książce o Jezusie z Nazaretu, którą wydawał jeszcze jako papież, a nie emeryt, we wstępie pisał, że każdy, nawet pobożny katolik, może mieć inne zdanie niż on, prosi tylko o odrobinę sympatii, bo bez niej nie jest możliwe jakiekolwiek zrozumienie. To krótkie stwierdzenie chyba najlepiej opisuje klucz do jakiejkolwiek dyskusji politycznej, która ma coś zmienić, a nie skończyć się tylko toczeniem śliny, biciem piany i uwiarygadnianiem przed swoimi "jakiż to ja jestem ich, aż do bólu". Poseł Marzec Liroj nie przypomina specjalnie papieża, ale właśnie to podejście sprawiło, że okazuje się jedynym człowiekiem w Polsce będącym w stanie załatwić banalnie prosty problem i doprowadzić do legalizacji medycznej marihuany.

Chorym środki na bazie marihuany mogą pomóc w cierpieniu. Dla zdrowych jest to narkotyk. Podobnie jest - uwzględniając skalę rzecz jasna - z morfiną i całą masą środków znieczulających i leków. Różnica była tylko jedna - marihuana! To kochane przez jednych, noszone na koszulkach i kubeczkach słowo. I to straszne zielsko będące symbolem zepsucia dla drugich. W ten sposób otumaniająca roślinka stała się źródłem nie mniejszych emocji niż Kaczyński, Tusk, Legia albo Wisła Kraków. Można ją było tylko kochać lub nienawidzić.

Większości lewicowych polityków, dziennikarzy i publicystów promujących do tej pory medyczną marihuanę w gruncie rzeczy nie chodziło o chorych. Chodziło o zdrowych i o to, by trawę, a także inne narkotyki można było zalegalizować i sprzedawać wszystkim. Duża część z nich zresztą tego specjalnie nie kryła, mówiąc, że "to pierwszy krok". Nie dziwi mnie to zresztą nadmiernie, bo któż niebędący na haju mógłby zagłosować na Palikota albo wykupić roczną prenumeratę "Krytyki Politycznej". Prawica odpowiadała z godną bezdusznością i politykierstwem. Skoro tamci chcą zielska dla zdrowych, to my nie damy go nawet chorym. Przecież nasz elektorat albo czytelnicy na sam dźwięk słowa "marihuana" podskakują do góry (choć niektórzy z nich po cichu w domu popalają), więc nie popuścimy ani na piędź, nie damy się.

I co? Przyszedł jeden facet i zaczął mówić jak człowiek, i wyglądać, jakby chciał sprawę załatwić, a nie upiec torcik ideologiczny, zarobić kasę, pokazać, jaki to jest "nasz", a nie "ich". Chyba nawet nie było mu trudno, to oczywiste oczywistości.

To wytatuowany raper Liroj w dzisiejszym Sejmie w większym stopniu symbolizuje klasyczną politykę, taką, o jakiej pisał Arystoteles, a nie polityczni weterani czasem z 50-letnim stażem, kartami opozycyjnymi, stanowiskami za sobą. Doprowadził nawet do tego, że po raz drugi z rzędu go pochwaliłem, co zazwyczaj mi się nie zdarza w przypadku polityków. Trzeba więc będzie, kontrolnie, mu się przyjrzeć bliżej, czy na pewno na to zasłużył.

Zobacz: Liroy walczy o leczniczą marihuanę! Złożył projekt ustawy!

Nasi Partnerzy polecają