Wiktor Świetlik

i

Autor: Piotr Piwowarski

Wiktor Świetlik: Rostowski w autobusie

2013-08-22 4:00

Za czasów, kiedy SLD władał Polską i telewizją publiczną, pewnej znanej i cenionej dziennikarce pokazano odnowione studia telewizyjne. Pani redaktor na ten widok przytomnie zauważyła, że "jak się robi remont w burdelu, to się zmienia dziewczyny, a nie meble". Żeby było jasne: gdzież bym śmiał porównywać nasz rząd do domu publicznego. Mogłoby to być obraźliwe dla rządzących, ale przede wszystkim dla wspomnianych przybytków - gdyby burdelami zarządzano, jak zarządza się Polską, najstarszy zawód świata stałby się zawodem historycznym. Niemniej wspomniany komentarz odnośnie do reform wprowadzanych w telewizji wydaje mi się dość uniwersalny.

Nie zawsze ogłoszenie zmian i jakaś tam zmiana oznaczają, że coś się naprawdę zmieniło. Reformy personalne, rewolucje kadrowe, optymalizacje struktur i tym podobne to nie tylko często Himalaje bełkotu, które zdobywają dziś twórcy politycznych i korporacyjnych komunikatów. To także ukrywanie tego, że tak naprawdę nic się nie chce i nie jest w stanie zmienić. Takim czymś właśnie wydaje mi się rekonstrukcja rządu, która ma polegać na tym, że zmieni się minister finansów. Na Jacka Rostowskiego zostanie zwalona wina za wszystkie nieszczęścia Polski od sześciu lat. Zastąpi go inny facet (ja stawiam na Michała Boniego, nadaje się idealnie, bo schrzanił wszystko, za co się w tym rządzie brał). Ten inny facet będzie robił dokładnie to samo, co Rostowski, no ale ostatecznie będzie to już ktoś inny. Oto cała zmiana.

Z Bonim, Rosatim, Lewandowskim, czy kto tam jeszcze miałby zostać nowym ministrem finansów, rekonstrukcja będzie pełna. Nic się nie zmieni. Swoją drogą samo słowo "rekonstrukcja" oznacza przywrócenie stanu pierwotnego. Kiedy zrekonstruowano warszawską Starówkę, to tak, by wyglądała identycznie jak w XVIII wieku, a kiedy pani dentystka rekonstruowała mi ząb, to tak, by sztuczne wypełnienia wyglądały jak to, co było kiedyś zębem. Dlatego warto by może do rządu wziąć Sawicką, by pokazać, że Platforma wraca do korzeni?

To działania przypominające klasyczny polski "przedsprzedażowy" remont samochodu powypadkowego. Wgniecenia w karoserii na szybko się maluje, co popękane, to byle jak spawa, czasem nawet łączy dwa rozbite samochody w jeden. Najwyżej samochód jakiś czas po zakupie rozpadnie się, zjedzie do rowu albo na przeciwny pas ruchu - to już problem frajera, który kupił. Nasz wesoły autobus już od dłuższego czasu tłucze się po wybojach, zbiornik paliwa jest dziurawy, więc trzeba wlewać coraz więcej, facet, który go prowadzi, nie potrafi jeździć. Ciągle mówi, że to przez któregoś z pasażerów, i go wysadza. A to pan Zbyszek nie znał się na mapie, a to pan Mirek za dużo ważył, pan Jarek pyskował, a pan Jacek leje nie tę, co trzeba benzynę. Ale żeby wyjechać na prostą, zmiany pasażerów nie wystarczą. Trzeba wymienić kierowcę.