Klatka jest po to, żebyśmy my, europejscy wyborcy, nie przeszkadzali Komisji Europejskiej, czyli europejskiemu „rządowi”, a także rządom największych państw w Europie robić z nami tego, co chcą. Dziś jest tam kilkaset osób wybranych przez mieszkańców Europy. Ich świat to mercedesy, tabuny służby, luksusowe podróże i kapiące zewsząd pieniądze. Na polityce się w większości nie skupiają, bo jest ona na poziomie unijnym zbyt skomplikowana, żeby mogli się w niej połapać. Poza tym nie mają czasu, bo nieustannie zajęci są walką o kasę i ustawianiem się na resztę życia.
Trzeba oddać Migalskiemu - należy do mniejszości europosłów, którym chce się coś robić. Zajmował się Białorusią, organizował konkursy dla studentów, przypominał o niemieckości Holocaustu i Polakach ratujących Żydów. Z drugiej strony, z zamieszczonego na końcu jego książki leksykonu polskich europosłów możemy dowiedzieć się jak fajni są Protasiewicz, Nitras czy „Miś” Kamiński, szczególnie ten ostatni, bo jest duszą towarzystwa, a z drugiej strony jak obciachowy jest Janusz Wojciechowski, który może w przeciwieństwie do tamtych i coś robi, ale ma garnitury sprzed dwóch dekad. Sam Migalski nauczył się w Brukseli nosić zielony, „butelkowy” krawat, wrzosowe koszule i kolorowe skarpetki do garnituru. Jak widać autor „Parlamentu Antyeuropejskiego” ornitologiem jest nadal świetnym, ale można się obawiać, czy sam nie zaczął się czuć w złotej klatce jak dobrze wykarmiony kanarek. Przeczytajcie koniecznie i sami oceńcie, bo książka jest świetna i na pewno poznacie z niej prawdziwszą Brukselę niż z reklamówek wyborczych.
Marek Migalski, Parlament Antyeuropejski, wyd. The Facto, 2014