Wiktor Świetlik

i

Autor: Piotr Piwowarski

Wiktor Świetlik: Rachunek za wódkę z Kiszczakiem

2016-02-18 3:00

Amerykański socjolog Neil Postman napisał książkę "Zabawić się na śmierć". My poszliśmy dużo dalej, bo bawimy się nawet po śmierci. Ostatnio do zabawiania nas wziął się pośmiertnie gen. Czesław Kiszczak. Ten elokwentny, pewny siebie pan, który był oprócz gen. Jaruzelskiego tak trwałym elementem pejzażu PRL i III RP.

Udzielał dziennikarzom mądrych wywiadów o kulisach przeszłości, o tym, jak to sobie z liderami Solidarności projektowali wspólną przyszłość. Ten, którego Michnik mianował człowiekiem honoru, a którego małżonka pisywała bajeczki dla dziatek. W tym tygodniu staruszka postanowiła rozerwać nieco dorosłych. Mamy z tego masę rozrywki, a może i dowiemy się więcej prawdy historycznej. I tego, o czym w przypadku Wałęsy podpowiadają rozsądek i poszlaki.

Tyle, że w debatach o Kiszczaku, ucieka nam, że dziadunio i kierowane przez niego organizacje mieli niekiedy także bardziej dosadne żarty w zanadrzu. Dlatego polecam Państwu książkę historyka IPN Patryka Pleskota pod tytułem "Zabić" o politycznych mordach w PRL. A także o tajemniczych śmierciach, niszczeniu życia przypadkowych nawet ludzi, poniżaniu rodzin ofiar. O brutalnych akcjach krycia przez bezpiekę własnych zbrodni, zastraszania adwokatów, świadków. Część z tych zbrodni do dziś stanowi wielki symbol nierozliczenia PRL, jak mord na Przemyku albo zabójstwo ks. Popiełuszki, gdzie mocodawcy zabójców zniknęli w mroku matactw. Nie wyjaśniono ich, jak i serii okrutnych zabójstw księży z drugiej połowy lat 80. Przy niektórych nawet nie udowodniono zabójstwa, jak w przypadku śmierci działacza chłopskiego Piotra Bartoszcze. W innych sprawstwa można się tylko domyślać, jak w przypadku Anieli Piesiewicz, staruszki, którą przed śmiercią skrępowano i męczono w ten sam sposób co Jerzego Popiełuszkę - jej syn był oskarżycielem w procesie esbeków, zabójców księdza. "Główni bohaterowie giną. Mordercy nie ponoszą kary" - napisał Pleskot o tym, co łączy rozdziały książki, i jest to dobre podsumowanie czasów, kiedy Kiszczak kierował MSW, a esbeccy skrytobójcy mieli swoją złotą dekadę. Kto wie, czy w niektórych przypadkach nie rozciągniętą także na początek lat 90. Tatusiem tego układu, tej państwowej mafii, był właśnie dziadzio Kiszczak. Ten, którego tak wychwalała "Gazeta Wyborcza" i którego żona dostarcza nam teraz tylu medialnych emocji.

Po tym jak prokuratura zajęła się domowym archiwum Kiszczaka, Krzysztof Wyszkowski zauważył, że wielu w Polsce teraz trzęsie się ze strachu. Zapewne tak. I to kolejny dowód, że jak się mizia z diabłem przy wódzie, to kiedyś, choćby po latach, rachunek przyjdzie zapłacić.

Zobacz: Bielan: To żona zdecyduje, czy skorzystamy z 500 plus