Udzielał dziennikarzom mądrych wywiadów o kulisach przeszłości, o tym, jak to sobie z liderami Solidarności projektowali wspólną przyszłość. Ten, którego Michnik mianował człowiekiem honoru, a którego małżonka pisywała bajeczki dla dziatek. W tym tygodniu staruszka postanowiła rozerwać nieco dorosłych. Mamy z tego masę rozrywki, a może i dowiemy się więcej prawdy historycznej. I tego, o czym w przypadku Wałęsy podpowiadają rozsądek i poszlaki.
Tyle, że w debatach o Kiszczaku, ucieka nam, że dziadunio i kierowane przez niego organizacje mieli niekiedy także bardziej dosadne żarty w zanadrzu. Dlatego polecam Państwu książkę historyka IPN Patryka Pleskota pod tytułem "Zabić" o politycznych mordach w PRL. A także o tajemniczych śmierciach, niszczeniu życia przypadkowych nawet ludzi, poniżaniu rodzin ofiar. O brutalnych akcjach krycia przez bezpiekę własnych zbrodni, zastraszania adwokatów, świadków. Część z tych zbrodni do dziś stanowi wielki symbol nierozliczenia PRL, jak mord na Przemyku albo zabójstwo ks. Popiełuszki, gdzie mocodawcy zabójców zniknęli w mroku matactw. Nie wyjaśniono ich, jak i serii okrutnych zabójstw księży z drugiej połowy lat 80. Przy niektórych nawet nie udowodniono zabójstwa, jak w przypadku śmierci działacza chłopskiego Piotra Bartoszcze. W innych sprawstwa można się tylko domyślać, jak w przypadku Anieli Piesiewicz, staruszki, którą przed śmiercią skrępowano i męczono w ten sam sposób co Jerzego Popiełuszkę - jej syn był oskarżycielem w procesie esbeków, zabójców księdza. "Główni bohaterowie giną. Mordercy nie ponoszą kary" - napisał Pleskot o tym, co łączy rozdziały książki, i jest to dobre podsumowanie czasów, kiedy Kiszczak kierował MSW, a esbeccy skrytobójcy mieli swoją złotą dekadę. Kto wie, czy w niektórych przypadkach nie rozciągniętą także na początek lat 90. Tatusiem tego układu, tej państwowej mafii, był właśnie dziadzio Kiszczak. Ten, którego tak wychwalała "Gazeta Wyborcza" i którego żona dostarcza nam teraz tylu medialnych emocji.
Po tym jak prokuratura zajęła się domowym archiwum Kiszczaka, Krzysztof Wyszkowski zauważył, że wielu w Polsce teraz trzęsie się ze strachu. Zapewne tak. I to kolejny dowód, że jak się mizia z diabłem przy wódzie, to kiedyś, choćby po latach, rachunek przyjdzie zapłacić.
Zobacz: Bielan: To żona zdecyduje, czy skorzystamy z 500 plus