Nam też, niestety, należy współczuć, bo podobni postępowcy niejednokrotnie mają wpływ na nasze życie. Ludzie, którzy w gruncie rzeczy są najbardziej zakompleksieni i w związku z tym muszą zademonstrować swoją nowoczesność, a raczej to, co za nią uważają. Problem w tym, że przypominają w tym starszych ludzi próbujących łapać różne nowinki techniczne, ale kompletnie się na tym nieznających. Takich, co odrzucają notes na rzecz tabletu, a potem przez dwa lata dochodzą do tego, jak on działa. Kiedy już się nauczą, ich tablet jest niemodny. Tak też jest z tymi naszymi zakompleksionymi politykami i publicystami. Zawsze spóźnieni. Teraz, gdy społeczeństwa i rządy Europy zwracają się w prawo, odradzają się państwa i koncert mocarstw, oni cieszą się każdym Ślązakiem, który nie czuje się już Polakiem. Kiedy mamy jedne z najgorszych rokowań demograficznych świata, znany redaktor kroczy dumnie na feministycznej demonstracji z transparentem "pierd , nie rodzę". W tym czasie lider naszej rzekomo najbardziej postępowej partii rozdaje Polkom na Dzień Kobiet prezerwatywy. Chcąc być postępowy, traktuje je jak dzikuski z buszu albo średniowieczne wieśniaczki, które nie wiedzą o antykoncepcji i syfilisie, dopóki nie zajdą lub nie złapią.
To wszystko jednak jest pikuś. Tragedia się zaczyna, kiedy tacy gnani kompleksami i własną zaściankowością postępowcy zabierają się za nasze dzieci. I niestety to uczyniła najgorsza minister edukacji w historii wolnej Polski - Katarzyna Hall. Właśnie teraz, kiedy odżywają w Europie i na świecie wielkie spory historyczne i resentymenty, kiedy zaczyna się gra, kto z kim będzie pisał podręczniki i czyje krzywdy trzeba zrewidować, pani Hall (żona znanego historyka!), pan premier Tusk (historyk!) i pani Krystyna Szumilas postanowili uczynić młodych wykształconych Polaków, przyszłe polskie elity, historycznymi analfabetami. Nie moglibyście Państwo odreagowywać swoich kompleksów już choćby podczas wizyty na poczcie, ale nie na naszych dzieciach?