Wiktor Świetlik

i

Autor: Piotr Grzybowski

Wiktor Świetlik: Polscy kominiarze kochają Hollande'a

2012-05-10 4:00

Gdyby nawet Fidel Castro został prezydentem Francji, to polska prawica by przyklasnęła. Wystarczyło, by nie został nim znienawidzony dotychczasowy prezydent, którego sojusznikiem jest Tusk. Można zrozumieć jakichś palikotowców itp., że cieszą się, iż prezydentem Francji został François Hollande. Natomiast radość panów Ziobry, Girzyńskiego, Błaszczaka i ich kolegów przypomina mi historię o wojaku Szwejku, u którego lekarze stwierdzili demencję, bo deklarował bezgraniczną miłość do austriackiego cesarza, co zdaniem doktorów nie mogło się zdarzyć człowiekowi zdrowemu.

Gdybym był Francuzem, nigdy nie zagłosowałbym na Sarkozy'ego - uległego wobec Merkel. gwiazdora, którego najważniejsi konkurenci polityczni poznikali ze sceny w dziwnych okolicznościach; który przez swoich pięć lat nie umocnił Francji na scenie międzynarodowej, za to zrobił wiele, by umocnić Rosję i Niemcy. Sarkozy był politycznym pustakiem, lepszą wersją naszego Tuska, specjalistą od robienia dobrego wrażenia. Nie miał w sobie nic z Merkel, twardej kanclerz konsekwentnie realizującej interesy swojego państwa.

Nie zmienia to wszystko faktu, że zachwyty naszych prawicowców Ho- llande'em świadczą o tym, że zaczynają oceniać świat w sposób zbliżony do ludzi, którzy narzekając na beznadziejne rządy PO, głosują na tę partię, bo są "przeciwko PiS". Dla panów oraz pań z Solidarnej Polski i PiS dobre jest to wszystko, co jest "anty-Tusk", nawet jak jest milion kilometrów stąd. Zapewne mogliby oni z radością przyjąć nadejście asteroidy, która zmiecie cywilizację, pod warunkiem że wraz z nią zniszczy też Tuska.

I dlatego zapewne panowie, tak regularnie okazujący swoją nabożność na antenie Radia Maryja, dziś się cieszą z Hollande'a. Cieszą się, że Francją, która w największym stopniu kreuje europejskie idee, włada lewicowiec ocierający się o radykalizm. Świętują, że wraz z Hollande'em do wielkiej polityki europejskiej powraca radykalny antyklerykalizm, uderzenie w tradycyjne wartości, rewolucja obyczajowa z eutanazją, aborcją, homoseksualnymi małżeństwam.

Nasza prawica chyba za bardzo wzięła sobie do serca słowa Kaczyńskiego sprzed dwóch lat o tym, że Oleksy to "nie postkomunista, a polski lewicowiec". Oto każdy może być dobry albo niedobry, pożyteczny albo bezużyteczny, taki lub inny, zależnie od punktu siedzenia i sytuacji. Przecież to czysty postmodernizm i relatywizm, którym przecież nasi prawicowi moraliści kominiarze (czyszczą kominy, a sami brudni) tak gardzą. Kwestia czasu kiedy, wraz z koniunkturą, docenią zalety Palikota.