Mam wrażenie, że mamy w Polsce dziś trochę takich Smierdiakowów pozornie zapatrzonych w jakiś mityczny, wyidealizowany, nieistniejący Zachód, a tak naprawdę po prostu nienawidzących swojego otoczenia. Polskie Smierdiakowy żyją polską nietolerancją i rasizmem, które rzekomo wyróżniają nas w Europie. Dlatego z chęcią przyklasną każdemu, kto kopie w Polskę, nawet jak robi to w sposób tak chamski i prymitywny, jak ostatnio BBC. Duży irlandzki dziennik zauważył, że film ten ma tyle wspólnego z polską rzeczywistością, co produkcje z Boratem. Ale dla polskich Smierdiakowów to prawda objawiona.
Polskie Smierdiakowy kibicują każdej awanturze, każdej zadymie polsko-rosyjskiej, każdemu idiocie, który rzuci skórką od banana w czarnoskórego gracza i każdemu bandycie, który przy okazji Euro rzuci płytą chodnikową. O widzicie, a nie mówiliśmy?! - wytykają wtedy Smierdiakowy palcem. Smierdiakowom, w ich nowoczesności, nie przeszkadza, że ktoś będzie maszerował po Warszawie z sierpem i młotem i imieniem Stalina. Jeśli tylko większość, znienawidzonego przez nich narodu nie chce tego sierpa i młota. Niektóre nasze Smierdiakowy, nierzadko z pochodzeniem gorszym niż od Smierdiaszczej, bo wywodzącym się z PZPR, najchętniej krytykują zacofanych rodaków za granicą. Kiedy udzielają wywiadów francuskim, niemieckim czy hiszpańskim dziennikom. Ach, jak oni wtedy mogą powzdychać, ponarzekać. Co oni, oświeceni, mają tu na miejscu z tym chamskim motłochem. „Przyjdźcie nam z pomocą niemieccy demokraci!”
Tak naprawdę Smierdiakowy nie chcą nic poprawić, naprawić, ulepszyć. Ich projekt polityczny jest prymitywny i archaiczny jak pomysł rozdawania kondomów w Dzień Dziecka. Kiedy ktoś się na dobre bierze za walkę z przestępczością nazywają go faszystą. Kiedy ktoś chce wzmocnić państwo krzyczą o zagrożonej demokracji. Bo Smierdiakowy potrzebują jak najwięcej rasizmu, nietolerancji, antysemityzmu. Sami są przesiąknięci nienawiścią do otoczenia i kraju, w którym żyją.