Dokładnie to uczynił Donald Tusk w tym tygodniu, czytając na konferencji SMS-y z pogróżkami wobec swojej córki, zawierające najbardziej chamskie inwektywy. Oczywiście wśród nich - tych zacytowanych - nie mogło się obyć bez Smoleńska. Premier nie mógł dyskretnie nie wskazać, czyja to robota i kto zagraża jego córce. Nie wiem, kto to wymyślił. Być może to już geniusz Michała Kamińskiego - kiedyś z równą finezją kręcił filmy sugerujące, że Tusk stoi na czele opychającej się homarami i biedą ludzką oligarchicznej mafii, a dziś ma do premiera stosunek podobny jak prezenter rumuńskiego dziennika z czasów komunizmu do ukochanego przewodniczącego Ceausescu. Może to wyobraźnia pisarza Ostachowicza albo jeszcze kogoś innego.
Czytaj: Wiktor Świetlik: Adamek - dobry człowiek w niedobrym miejscu
W każdym razie jedno jest pewne. Ma to służyć najbliższej kampanii wyborczej do europarlamentu. Wzbudzaniu litości i straszeniu okrutną smoleńską sektą, która zasadza się na Bogu ducha winną dziewczynę. No a fakt, że dla Kasi Tusk takie publiczne odczytywanie jakichś anonimowych bluzgów pod jej adresem musi być średnio miłe? Cóż, polityka. Papa ma dziś na głowie ważniejsze sprawy od niej. Frank Underwood, cyniczny bohater amerykańskiego serialu "Hause of Cards", po tym jak gdzieś po drodze, nieco "przypadkowo" zniszczył biznes i życie drobnego restauratora, jednego ze swoich najbliższych przyjaciół, lakonicznie zauważył, że "droga do władzy jest wybrukowana hipokryzją i ofiarami". Bezwzględni serialowi państwo Underwoodowie nie mają potomstwa, na szczęście zresztą dla tych nieistniejących dzieci. W przeciwieństwie do nich wielu prawdziwych polityków ma potomstwo i bycie taką latoroślą faceta ze świecznika bywa nader niesympatyczne (o ile nie jest to akurat strzegący rodziny jak oka w głowie Bronisław Komorowski).
Dookoła nie brakuje kretynów, którzy nie potrafią odróżnić Kasi Tusk od jej ojca, Marty Kaczyńskiej od stryja i tak dalej. Nasze państwo tak działa, że córka premiera nie może mieć porządnie zastrzeżonego numeru, a policja nie jest w stanie złapać kogoś, kto jej grozi. Ale też kłopotem jest to, że u naćpanych władzą facetów rodzina schodzi na plan dalszy, a kiedy trzeba, zaczyna używać się jej jako amunicji.