Wiktor Świetlik

i

Autor: Piotr Piwowarski

Wiktor Świetlik: Nic nowego, panie Snowden

2013-07-04 4:00

Muszę Państwu zdradzić ponury sekret z mojego życia. Mam tajny układ z Narodową Agencją Bezpieczeństwa USA, z CIA, a także brytyjskim MI-6. Znam ich tajemnicę. Wiem o tym, że mogą mnie podsłuchać, podejrzeć albo prześledzić mój życiorys w internecie.  Mogą wiedzieć o mnie wszystko, ale nie wiedzą i nie wykorzystują tej wiedzy. A to w zamian za usługę, którą im oddaję. Ja mam ich w nosie, a oni mają w nosie mnie. Ja wiem i oni wiedzą, że jestem dla nich jednym z miliarda zer, jedynek, może dwójek, w wielkim ogólnoziemskim wzorze. Interesować ich mogą tam szóstki, siódemki i wyżej, ale na pewno nie ja i nie większość z was.

Wy też macie taką umowę z amerykańskim wywiadem o ile nie jesteście biznesowo-politycznymi szychami. Macie się nawzajem w nosie. Z drugiej strony też macie raczej tę wiedzę, że jak chcą to na pewno mogą was podsłuchać, a już szczególnie dobrać się do waszych kont na portalach społecznościowych. Tymczasem najbardziej poszukiwany człowiek świata Edward Snowden ujawnił, że wywiad amerykański podsłuchuje i szpieguje wszystkich i wszędzie, a szczególnie w internecie. Szok! Cóż za oburzenie. No kto by się spodziewał! Jak oni nam mogą to robić? Czasami trudno jest odróżnić głupotę od obłudy. Nie wiem co jest ważniejsze w tym zdziwieniu. Przecież cały dzisiejszy świat jest jak ucieczka Snowdena – wśród kamer, publicznie, masowo. Jego nie szuka dziś jakiś tam wywiad, jego szukają wszyscy. Niczego nie da się ukryć.

Dlatego, choć CIA nic nie obchodzę, to dałem sobie spokój z portalami społecznościowymi. Po trosze pewnie dlatego, że minimalną potrzebę własnego ekshibicjonizmu mogę realizować w felietonach do „Super Expressu”, ale też dlatego, że lubię chociaż udawać, że mam jakąś prywatność. Nie odczuwam potrzeby, by wszyscy moi znajomi o sobie wiedzieli, i by anonosować światu każdą wypitą kawę i zabitą muchę. - Bez Facebooka moje życie nie miałoby sensu – powiedziała mi kiedyś ekspedientka w sklepie położonym na drugim końcu trzeciego świata. - Jako publicysta powinieneś mieć konto na Twitterze, bo to ważne narzędzie – twierdzi kolega z branży. Może i mnie przekona, ale wciąż nie wiem do czego to narzędzie. Żeby się wymieniać bluzgami, zobaczyć milion płaskich żartów, albo usłyszeć co pan minister X ma do powiedzenia o moich felietonach? Sorry, ale wolę wziąć dzieciaki do parku albo znajomych do baru (nigdy odwrotnie). Tęsknię za czasami kiedy po oczach poznawało się kiedy ktoś kocha, a kiedy nie. Teraz w tym celu trzepie się po cichu skrzynki mailowe i komórki.

Swoją drogą, zaskoczenie jakim było dla dużej części użytkowników portali społecznościowych to, że są one inwigilowane, potwierdza moją wcześniejszą obawę, że trafia na nie zdecydowanie bardziej naiwna i gorzej stąpająca po ziemi część ludzkości. Wyłączcie już ten komputer i schowajcie komórkę! Do ludzi! Rozejrzyjcie się – Słońce świeci!