Jak czytam u wspomnianych, Nergal, znany także jako Holocausto, jest kolejnym biedakiem prześladowanym przez spaślaków biskupów, zapryszczałych prawiczków z prawicy i bogoojczyźnianych kabotynów. Dowodem prześladowań jest fakt, że zarabia pieniądze i promuje swoją osobę, a co za tym idzie swoje płyty, w telewizji publicznej. Do tego udziela wywiadów, a potem pracowici koledzy z gazet lewicowych redagują je pieczołowicie, żeby wypromować naszego czołowego, polskiego zbuntowanego muzyka-intelektualistę. Koledzy z gazet prawicowych mogą za to zapałać świętym oburzeniem i stanąć w obronie Kościoła katolickiego, którego przykazań sami na co dzień są wcieleniem. I tak to się kręci.
I kto wie, może losy pana Holocausto to wcale nie jest taki ot tak temat zastępczy wygodny dla wszystkich?
Wydaje mi się, że Nergal to symbol części polskich elit, podobnie jak ksiądz Natanek drugiej części. Ta od Natanka uwielbia zamykać się w oblężonej twierdzy, broni wartości z takim zapałem i egzaltacją, że sama je ośmiesza.
Ta od Nergala specjalizuje się w kilku oklepanych cytatach, pozornie niepoprawnym prowokowaniu, a tak naprawdę modnym bełkocie środowiskowym. Dość charakterystyczne, że Nergala wziął w obronę także facet, z którego nonkonformizm, luz i dystans, szczególnie wobec siebie, aż biją po oczach - Sławomir Nowak. Może w ogóle następnym krokiem powinno być przyjęcie Nergala jako doradcy do Pałacu Prezydenckiego?
Zdaje się, że Bronisław Komorowski nie ma takiego specjalisty do spraw muzyki, a uwzględniając jak praca wre w jego otoczeniu, Nergal będzie tam robił dokładnie to samo co cała reszta, czyli nic - poza braniem pieniędzy. A w tym jest zdaje się dobry.
Ja na przykład dzięki awanturze o Nergala przypomniałem sobie dzieje kilku nieznanych zupełnie projektów muzycznych, w tym jednego deathmetalowego. Niespełna dwie dekady temu, w trakcie mojej edukacji licealnej, kolega założył zespół muzyczny. Nazwy tej grupy szczęśliwie nie pamiętam, ale pamiętam, że nagrała jeden charakterystyczny utwór.
Wzorcowe deathmetalowe wykonanie polegało na ryczeniu strasznym głosem płynącym prosto z trzewi piosenki, której tekst brzmiał w całości: "Szatan, Szatan jest moim bratem!". Zespół zarzucił działalność na rzecz motocykli, a szkoda, bo potem ktoś inny nagrał przebój "Szatan, Szatan, ja się z nim bratam!".
Jakby ten znajomy nie został adwokatem, a kontynuował swoją karierę muzyczną, kto wie, może wykształciłby talent i dziś znalazłby fanów wśród tak wyluzowanych młodzieżowców jak Wojciech Maziarski z "Newsweeeka" albo Magdalena Środa.