Spróbujmy rozwikłać ten spisek. Ledwo pani Mucha przyszła do ministerstwa, zaraz wybuchła afera z jakimś znajomym szefem zakładu fryzjerskiego, któremu załatwiała dyrektorską posadę. Fryzjer - facet - opętał przyszłą ministrę, jak nie przymierzając agent Tomek Sawicką, by ją skompromitować. Potem wybuchła afera z panem, który kierował Narodowym Centrum Sportu. Chociaż nie skończył stadionu, to dostał wielką nagrodę, którą obiecał mu poprzednik Muchy. I Mirosław Drzewiecki, i Rafał Kapler - faceci. A kto beknął za ich deal? Oczywiście kobieta. Mucha. Potem EURO 2012 i 23 facetów, którzy nie potrafili wyjść z grupy. Facetów! To ze względu na Muchę nam to zrobili! Potem igrzyska olimpijskie. Wiadomo, głównie faceci. Wyłamał się Majewski, bo ma złote serce, Zieliński, bo ćwiczył na Kaukazie i nie wiedział, kto to Mucha, a najbardziej Partyka, bo kobieta. No i w końcu ten perfidny dach na Stadionie Narodowym. Zwróciliście już uwagę? "Dach" jest rodzaju męskiego. Wszystko układa się w logiczną całość.
Mamy spisek, mamy wszystkie jego najważniejsze elementy. Ale pozostało nam jedno. Dotrzeć do jego twórcy, przywódcy, głowy. Filozof Karl Popper pisał o teoriach spiskowych, że zastępują ludziom religie. Któż jest więc w naszym spisku Szatanem, który za wszystkim stoi? Kto wpakował ministrę w to ministerstwo? Kto odpowiada za to, że podczas EURO otwierano nieskończone autostrady i kto mianował poprzednika pani ministra, przez którego ona musiała się tłumaczyć z fatalnego kontraktu z facetem zarządzającym budową stadionu? Tak, tak, panie redaktorki z najbardziej postępowego radia i najbardziej postępowej gazety w Polsce. Czas powiedzieć to głośno. Czas krzyknąć groźnie razem w obronie i tej jednej, i wszystkich krzywdzonych kobiet w Polsce: "Zostawcie Muchę w spokoju, precz z tym, który stoi za jej wszystkimi nieszczęściami. Precz z Tuskiem!".