Nie dość tego, ponoć Migalski co najmniej kilkakrotnie w trakcie tak zwanego kolokwium habilitacyjnego znieważył polską naukę. Stwierdził, że teoretycy nigdy tak naprawdę nie zrozumieją realiów polityki. Hańba! Oczywisty prztyczek wymierzony w nasze zacne uczelnie, które od lat słyną i cytowaniami, i naukowymi Noblami (ostatniego "naukowego" dostała ponad 100 lat temu Skłodowska, która w dodatku uczyła się i pracowała na francuskich uniwersytetach). Więcej, Migalski wulgarnie kpił z obowiązującej w tym kraju religii. Stwierdził, że partia polityczna może krytykować korzenie III RP, Okrągły Stół i tak dalej, a równocześnie nie być antysystemową. Taki człowiek nie może zostać dopuszczony do grona ludzi kulturalnych. Takich, co słuchają Mozarta i czytają Michnika. Europejczyków. Kto nie jest Europejczykiem, won!
Owszem, nieszczęsna polska Akademia musi strawić odrobinę PiS-owców pokroju Glińskiego, bo stanowią oni małą, acz zwartą bandę i trudno ich ruszyć, a poza tym diabli wiedzą, czy nie wrócą do władzy. Dlatego nos od nich odwracać z obrzydzeniem trzeba, ale ostateczną dintojrę należy przełożyć do momentu, kiedy da znak przewodnia gazeta, kiedy będzie to można zrobić w pełni bezpiecznie. Najpierw trzeba ich ludziom i światu obrzydzić, nazywając faszystami, hunwejbinami, ludźmi niegodnymi katedr.
Ale taki Migalski? Egocentryczny i irytujący, ma kosę i z Platformą,
i z Kaczyńskim. Toż to przeciwieństwo zacnego naukowca, który wie, że się nie wolno wychylać. Taki anarchista nie może zostać "drem hab", bo to czyni pracownika naukowego niezależnym. A po to, żeby być niezależnym, trzeba najpierw dowieść, że się nie będzie łamać dogmatów.
Tak więc, won panie Migalski! Na zagraniczne uczelnie! I won ci studenci, absolwenci, doktorzy, którzy nie potrafią reprezentować światopoglądu ludzi kulturalnych. Tam jest miejsce dla tych wszystkich nadgorliwych ambitniaków. A przede wszystkim dla, pożal się Boże, inaczej myślących i dla obrzydliwych praktyków. Nam wystarczy czysta teoria, stan, w którym wedle studenckiego dowcipu z brodą można wytłumaczyć, jak działają te rzeczy, które tak naprawdę wcale nie działają. Ważniejsze jest jednak, żeby tłumaczenie było poprawne i kulturalne.