Donald Tusk pokazał obrazek reformatora i człowieka czynu. Zaiste jest nim, tylko że wyłącznie wtedy, kiedy trzeba wykończyć wewnątrzpartyjną konkurencję, objechać w świetle kamer Polskę, popróbować lokalnych specjałów. Ponoć jest w tym bardzo sprawny. Z całym szacunkiem, ale taka sprawność premiera potrzebna nam jest jak znajomość łaciny u fryzjerki. Premier powinien być przede wszystkim sprawnym administratorem, menedżerem, mieć wizję zmian. Plany Tuska, by do końca roku, pod pretekstem prezydencji, zostawić ten sam gabinet co jest, pokazują, że wciąż jedyną jego wizją jest dociągnąć i wygrać w kolejnych wyborach. Reform nie będzie, pokaże się ludziom za to znowu obrazek Tuska reformatora i postraszy Kaczorem.
Ten ostatni miał być na obrazku spokojnym mężem stanu, facetem zdecydowanym, ale i rozsądnym. Do tego - a jakże - obrońcą swobód obywatelskich i wolności słowa. Rozsądku dowiódł, pakując się w awanturę ze swoją dziwaczną wypowiedzią o Merkel. To, że docenia media, pokazał dociekając, czy pytający go dziennikarz jest z Niemiec, czy z Polski. Za cztery lata dalej pewnie nie złoży broni, dalej nie będzie zdolny do jakiejkolwiek refleksji nad sobą, stwierdzi, że ma rację, i gubiąc po drodze najwartościowszych swoich ludzi, będzie czekał na zwycięstwo aż do czasów, kiedy już nawet jego bratanica osiągnie sędziwy wiek.
Jest jeszcze antyestablishmentowiec, ikona nowoczesności, idol zbuntowanej młodzieży, szczególnie tej w wieku Wojciecha Maziarskiego lub Kory Jackowskiej. Obrazek z Palikotem to już hucpa największa. Nasz największy antyklerykał, który kilka lat temu wydawał katolicki "Ozon". Antysystemowiec, czyli biznesmen, który przez lata działał, kombinował, palił cygara i pił z Tuskiem, Komorowskim i całą resztą, a jeszcze niedawno biegał jak jamniczek na smyczy Grzegorza Schetyny. Nasz największy postępowiec "wyrywający Polskę z zaściankowości" za politycznego kumpla mający obleśnego starca, propagandzistę dawnego reżimu, który w latach osiemdziesiątych był pośmiewiskiem świata. Trzeba przyznać, że jak Polacy leczą swoje kompleksy, to z rozmachem.
Trzeba się ponoć dostosować, iść z prądem, i w mediach, i w polityce pokazywać obrazki, nie coraz lepsze, a takie, które uwiodą jak największą liczbę osób. Nie jestem jakoś do tego do końca przekonany. Patrząc na Palikota mam obawy, że w wartkim nurcie kultury obrazkowej najlepiej radzi sobie to samo, co najłatwiej wypływa na wierzch.