Z okazji rocznicy wyborów 4 czerwca Donald Tusk ogłosił krucjatę przeciwko PiS i że wygra wybory przez internet. W ramach powagi przysługującej dostojnemu brukselskiemu urzędowi, rocznicy wyborów, a także niemieszania się w politykę krajową, Tusk mówił o bieżących wyborach alternatywnych, na których byli jego przeciwnicy z Solidarności i PiS. To trochę tak, jakby na mównicy postawić Jasia z dowcipu – tego, któremu wszystko się kojarzy, i kazać mówić o historii albo pogodzie. I tak wszystko mu się skojarzy z jednym, jak Tuskowi wszystko się kojarzy z Kaczyńskim.
Prezydent Gdańska Dulkiewicz w asyście licznych kamer podbiegła z kolei do premiera Morawieckiego jak nastolatka po autograf do gwiazdora. Autografu nie dostała – i to był temat jednego dnia. Tematem drugiego dnia okazał się fakt, że skruszony premier panią Dulkiewicz jednak zaprasza na kawę. Pani prezydent się zgodziła, ale premier proponuje, by nie było kamer. To prawdziwa epopeja o napięciu takim, że serial „Czarnobyl” siada. Zdaje się, że Morawiecki ma całkiem sporo rozmaitych, całkiem istotnych zajęć, ale dla mediów kluczowa jest mała czarna z panią Dulkiewicz.
A tak a propos „Czarnobyla”, w tych świetnych kilku odcinkach pokazano, jak rozmaite małe sprawy przyćmiły ludziom rzecz kluczową – awarię reaktora jądrowego. Do tej pory byłem zwolennikiem elektrowni jądrowych, ale tak sobie myślę, że może i dobrze, że ich jednak nie mamy. Bo jak będzie awaria, to my – za sprawą naszych mediów i polityków – będziemy się zajmować tym, komu dogryzł Tusk i czy wraca, komu premier nie dał autografu i tym, czy pani Dulkiewicz przyjęła zaproszenie na kawę.