Bardzo mnie ciekawi, czy niemieckie media zrelacjonują ciekawy proces, który toczy się przed sądem w Gdańsku wokoło tych dwóch postaci. Czy telewizja ZDF poinformuje, że według pani Natalii, a także nagrań, które poczyniła, pan Hans chciał – przynajmniej werbalnie – rozstrzeliwać Polaków? Czy telewizja ARD zauważy swoisty seksizm stwierdzenia pana Hansa (wedle zeznań pani Natalii), że „Polki są uległe” w przeciwieństwie do dumnych Niemek, czy też jeśli stosuje się takie kategorie opisowe w stosunku do słowiańskich podludzi, to można je stosować na luzie i poza Odrę wiedza o tym nie wyjdzie, bo przecież generalnie rzecz wiadoma, że na wschodzie germańskim chłopcom wolno więcej niż u siebie.
Pozwoliłem sobie także sprawdzić, jak sprawa się ma w naszej rodzimej publicystyce. Sprawa zupełnie nie zatroskała tak wyczulonej na kwestie walki z faszyzmem, nazizmem i szowinizmem „Gazety Wyborczej”, nie zmartwiła redaktora Węglarczyka, nie zakłopotała redaktora Lisa, nie zajął się nią sztandarowy etyk Twittera Konrad Piasecki z TVN. Cóż się stało?
Chyba odpowiedź jest prosta. Co wolno Jowiszowi, tego nie wolno smrodowi, mawiali Rzymianie, a Polacy za nimi – co wolno wojewodzie to nie tobie smrodzie. Mieszkańcy Łącka mają patent na śliwowicę. Ślązacy mają patent na kołacze. A Niemcy mają patent na nazizm. Wolno, owszem, ale tylko im. Oni to wymyślili, a walka z podpalonymi wafelkoswastykami to po prostu ochrona rynku przed nieuczciwą konkurencją. Dlatego panu Hansowi wolno, a innym nie. Z nazizmem jak z zabijaniem u Bonda – jest tylko jedna licencja.