Jeśliby ktoś jednak naprawdę chciał wybrać się w świat przeszłości, zobaczyć, jak wyglądała peerelowska czy generalnie komunistyczna polityka i jej język, powinien posłuchać niektórych wypowiedzi unijnych komisarzy i przedstawicieli naszej szacownej wspólnoty generalnie. Niezrozumiałym wygibasom intelektualnym towarzyszącym unijnej biurokracji, towarzyszy przekręcanie słów, odwracanie pojęć i nieustanne straszenie tych, którzy się wyłamują, oczywiście wszystko w imię miłosierdzia i dla ich dobra. Jak ZSRR kogoś najeżdżał, to też zawsze dla jego dobra, w imię bratniej pomocy.
Na szczęście, jak na razie panowie komisarze, nie ci dawni w długich skórzanych płaszczach, tylko ci współcześni, rozjeżdżają nasz kraj tylko werbalnie, wygrażając rozjechaniem za pomocą ekonomicznych i politycznych sankcji. Towarzyszy temu język rodem z zamierzchłej przeszłości. Posłuchajmy choćby Dimitrisa Avramopoulosa, komisarza do spraw migracji. Wczoraj stwierdził on w kwestii kłopotów z terroryzmem co następuje: "sposobem na poradzenie sobie z problemem jest >więcej Europy<, ale nie w znaczeniu odbierania kompetencji państwom członkowskim, ale sprawniejszego zarządzania wspólnymi wyzwaniami". Na czym owo wspólne zarządzanie ma polegać? Ano z tej samej wypowiedzi pana Avramopolousa wynika, że dokładnie na tym, co wspólne zarządzanie Układem Warszawskim. Jak się ktoś wyłamie, dostanie po głowie. I dlatego właśnie Dimitris Avramopolous zapowiada także, że państwa, które nie zgadzają się z praktycznymi konsekwencjami jego najważniejszej tezy, czeka marny los. A co to za teza? Nie mniej, nie więcej, tylko taka, że przyjmowanie do Europy migrantów sprzyja walce z terroryzmem. A kto myśli inaczej, jak Polacy, jest tak naprawdę sojusznikiem terrorystów i trzeba go ukarać. Jest to swoją drogą doskonały przykład marksowsko-leninowskiej dialektyki, która uczyła, że wszystko jest takie samo, tylko na opak.
Zobacz: Joanna Senyszyn w WIĘC JAK: Badać każdą kosteczkę? Po co? I kto by zapłacił?