Dlatego nie przekonuje mnie ta cała walka o pokój. Nie przekonuje mnie lewica pochylająca się z troską nad ogłupionymi przez Rydzyka (których trzeba mu wyrwać i nawrócić na jedyny słuszny organ prasowy) i nie przekonuje mnie prawica mówiąca o ludności tubylczej (czyli wyborcach nie PiS), która wciąż ma szanse stać się Polakami (głosując na PiS). Takie pojednawcze gesty przypominają ZSRR lub putinowską Rosję, które ogłaszały, że biorą pod opiekę ludność jakiegoś terytorium zawsze, gdy na nie napadały i siały mordy. Walka o pokój niekiedy przyjmuje formy wręcz błazeńskie, oto jeden z lewicowych publicystów ogłosił, że jego prawicowi przeciwnicy to też ludzie, po studiach, normalnie pracują, myślą. Facet po wielu latach pisania odkrył, że ci, z którymi polemizuje - za przeproszeniem - nie szczekają dupami.
Może więc przestańmy walczyć o pokój i zacznijmy zachowywać się normalnie, a przede wszystkim myśleć samodzielnie. Miejmy własne poglądy i brońmy ich, ale posłuchajmy czasem innych, bo może mają w niektórych sprawach rację. Mam prośbę do tych z Państwa, którzy czytacie ten tekst w Internecie, spójrzcie na komentarze pod nim, jeśli jakieś są. Zapewne jest tam głównie o "pisowskich dziennikarzach", "POkrakach" i tak dalej. By nie rozmawiać na poziomie tego rodzaju impotencji intelektualnej, nie potrzeba żadnej walki o pokój ani specjalnego programu edukacyjnego Unii Europejskiej. Wystarczy normalność - gotowość do tego, by dyskutować, a nie bluzgać. Swoją drogą kiedyś jednym okiem oglądałem w jakiejś niszowej telewizji dyskusję specjalistów od gospodarki. W pewnym momencie jeden z tych facetów powiedział do drugiego: "Przekonał mnie pan". Niestety, nie wiem, kto to był, a szkoda, bo chętnie wysłałbym mu dziękczynną butelkę wina. Przywrócił mi wiarę w to, że człowiek potrafi myśleć. A walka o pokój z myśleniem nie ma nic wspólnego. Jest tak naprawdę zakamuflowaną podnietą do jeszcze większego mordobicia. Jak śpiewał niegdyś mój ulubiony Dezerter: "wszyscy walczą o pokój, aż się leje krew".