Szczerze mówiąc, Roman Giertych mógłby jeszcze poświęcić trochę czasu nad rozmyślaniem o postępowaniu własnych wychowanków, bo w rozmaitych ujawnianych swojego czasu filmach tolerancję wykazywali umiarkowaną. Z "hailowania" jeszcze można od biedy ich tłumaczyć, że to było przedwojenne "Czołem Wielkiej Polsce", ale jak ktoś hailuje pod swastyką, jak robiła to na pamiętnych zdjęciach grillująca ekipa Wszechpolaków, to chyba ciężko uznać, że to na cześć Romana Dmowskiego albo Bolesława Chrobrego.
Rozumiem, że młodzi ludzie popełniają błędy, kariery wielu świętych mężów III RP też zaczynały się w czerwonych harcerstwach i innych strasznych organizacjach. Ale jeśli ktoś jeszcze niedawno, jak Piotr Farfał, chciał wywalać Żydów z Polski i wydawał pisma, których ideologia zawierała się w stwierdzeniu "nasza święta rzecz, Żydzi z Polski precz", to chyba warto dać mu najpierw trochę czasu, by udowodnił, że się zmienił i potrafi być pożyteczny, niż robić go z miejsca wiceprezesem publicznej telewizji, jak zrobił to jakiś czas temu Giertych.
Ten ostatni również mógłby trochę poczekać z walką z polskim antysemityzmem i przez dłuższy czas brać sobie do serca poradę dawnych anarchistów z zespołu Dezerter, którzy śpiewali: "Jeśli chcesz zmieniać świat, to nie zapomnij zacząć od siebie". A w każdym razie zacząć od swoich dawnych znajomych i wychowanków.
Oczywiście Sikorski nie był opiekunem żadnych antysemitów, ale i jego anty-antysemicka aktywność zastanawia. Niedawno wywołał mały skandal, atakując Stany Zjednoczone za wtrącanie się w kwestię zwrotu pożydowskich majątków przez Polskę. Wpisuje się to zresztą w stałą linię redukującą kwestię reprywatyzacji do majątków pożydowskich (tak naprawdę to tylko ich cząstka) i unikającą jak ognia rozwiązania sytuacji, w której państwo polskie jest paserem - dysponuje skradzionym mieniem i nie chce go oddać. Wypowiedź Sikorskiego wywołała mały szum i oburzenie. Może więc teraz trzeba było się trochę uwiarygodnić?
Sama walka z internetowym antysemityzmem, podobnie jak chamstwem, obelgami wobec katolików, pogróżkami i pedofilami, ma sens. Problem w tym, że - jakoś nie mogę oprzeć się wrażeniu - zawsze ktoś chce przy okazji upiec coś dodatkowego. Przecież prokuratura może dotrzeć do osób, za przeproszeniem, zasyfiających sieć. Ale w walce z kolejnymi wrogami publicznymi władzy, dopalaczowcami, łobuzami ze stadionów, internetowymi antysemitami nie chodzi o to, by złapać króliczka, ale by wszyscy zobaczyli, jak efektownie się go goni.