Od pewnego jednak czasu w polskiej polityce te Kanary kojarzą się jak najbardziej złowrogo. "Egzotyczny sojusz" to układy z takim państwem, z którym zadawać się nie warto, które jest daleko i dzikie albo dzikie i małe, albo najlepiej daleko, dzikie i małe. Egzotycznym sojuszem był więc, wedle określenia geniusza naszej geopolityki Radosława Sikorskiego, sojusz ze Stanami Zjednoczonymi. Zrozumieliśmy wszyscy. Mały kraj, nieliczący się w świecie, pozbawiony armii, z gospodarką w stanie zaniku. W dodatku na Florydzie mają palmy i aligatory. Po co w ogóle z takimi gadać. Nie to co z takimi mocarstwami jak choćby Luksemburg, mocarstwo europejskie o przemożnym wpływie na światową politykę i arsenale jądrowym gotowym do użycia.
Egzotycznym miał być także nasz inny sojusz. Z Węgrami. Madziarzy jacy są, każdy widzi. Papryka, Balaton, niezrozumiały język. Po co się w ogóle z takimi zadawać. W dodatku według określenia jednego z naszych rodzimych autorytetów to mały zakompleksiony naród, a wedle zawsze obiektywnego komisarza Fransa Timmermansa banda dzikusów wiedziona przez antysemitę Orbána. Jakieś dowody na ten antysemityzm węgierskiego premiera? Wszystkie są w głowie pana komisarza. Poza tym wiadomo, dzikusy, egzotyka, więc i antysemityzm pewnie też. Wszystko, co ponure i straszne. Jak z takimi ludźmi rozmawiać.
I nagle okazuje się, że temu egzotycznemu sojuszowi nie jest w stanie sprostać cała wielka machina biurokratyczna Unii Europejskiej z jej wszystkimi komisarzami, agendami i miażdżącą przewagą w Europarlamencie. Pomimo utyskiwań naszej szacownej opozycji, a nawet samego prezydenta Europy Donalda Tuska, nie da się na Polskę nałożyć kary, bo zablokują to Węgrzy. Zablokują choćby z jednej zdroworozsądkowej przyczyny - jak na nich będą chcieli nałożyć jakieś sankcje, to Polska też się temu przeciwstawi. Całkiem sporo, jak na egzotyczny sojusz. Widać nie tylko palmy są dobre w egzotyce.
Zobacz także: Protest lekarzy to gra bezpieczeństwem pacjentów? Tak sugeruje Radziwiłł