Owoce. Profesor – ten, który niedawno do ich kupowania przekonywał – teraz mówi, że banany są do luftu. Są w nich pestycydy, a jeszcze inna pani w gazecie napisała, że symbolizują wyzysk południowej połowy globusa w stosunku do północnej półkuli. Gdyby na dole nie uprawiano ciągle bananów na zamówienie północy, to tam powstałyby Dolina Krzemowa, zakłady Toyoty i Samsunga oraz uniwersytet w Oxfordzie. Ale że południe ciągle zbiera te owoce wyzysku, to nie ma czasu wynaleźć tych wszystkich korporacji. W ten sposób Koreańczyk z Seulu – tłumaczyła pani z gazety, która ma tytuł „Phd” z „ekonomiki feministycznej” – wysyła Filipińczykowi za banana smartfona. Jak ten Filipińczyk ma na tym zarobić? Pod wpływem tych nowoczesnych wywodów kupujemy więc truskawki. Nic, że ich od dziecka nie lubimy. Na znak, że nie jesteśmy nacjonalistami i nie ulegamy propagandzie Trumpa, truskawki kupujemy chińskie, a nie polskie.
Mięso to prosta sprawa. Nie jemy. Nie jest w modzie. U dziecka w klasie żaden rodzic już nie je, a w pracy tych, co jedzą, koleżanka zaangażowana ekospołecznie wytyka za plecami palcem. Mówi, że są jacyś inni. Upośledzeni i ułomni. Ze wsi, zacofani, a tak w ogóle – to pewnie ksiądz ich gwałcił, jak byli mali. Niby jej ich żal, ale chyba nie chcesz, żeby o tobie też tak mówiła? Jak ruszysz mięso, to będzie. Gorzej! Będą tak mówić o twoich dzieciach, jak nauczą się w domu jeść kurczaka czy wieprza. Więc kupujemy tofu. Co prawda mamy uczulenie na soję, ale przynajmniej ci inni w kolejce nie zobaczą w naszym koszyku obciachowego karczku albo udek.
W ten sposób robimy resztę zakupów, a po wyjściu ze sklepu natychmiast wyrzucamy je do kosza, bo nie są nam na nic potrzebne. Pamiętajmy, by przy tym należycie oddzielić szkło, plastik i odpady bio. Chyba że w niedzielę zdecydujemy się wybrać jednak to, czego rzeczywiście potrzebujemy, nam się przydawało i może przydać, a nie to, co jest w modzie i wciska się nam na jednym czy drugim portalu.
Wiktor Świetlik: Kandydat Tofu
2020-07-09
6:24
Wyobraźmy sobie, że najbliższa niedziela jest handlowa i idziemy do sklepu spożywczego zrobić zakupy. Ale tym razem będą inne niż wszystkie. Najpierw pieczywo. W telewizji (tej naszej telewizji, nie tej drugiej – tamtych) powiedzieli, że to pszenne jest do niczego. Zawiera dużo tego i owego, tuczy, w dodatku obciachowe, bo takie polskie. Więc wybieramy wafle ryżowe. Co prawda wafli nienawidzimy, ale zawsze mogą zrobić za jakąś podkładkę, w ostateczności się je wyrzuci.