Wiktor Świetlik: Kąkolą się kąkole

2011-09-01 14:00

Miło patrzeć, jak przed wyborami wszyscy Polacy znowu, jak za Olka, stają się jedną rodziną. Na przykład te media, które do tej pory były zajęte promowaniem tez o mordowaniu Żydów przez rodzimych kmieci, nagle wieś doceniły.

Wystarczyło, żeby Adam Hofman z PiS stwierdził, że PSL to chłopi, co poprzyjeżdżali do miasta i podziczeli. Skandal! Obraza wszystkich Polaków, począwszy od czasów Siemowita! A najdłużej nie wybaczą mu zapewne redaktorzy z "Wyborczej", "Polityki" i pism pokrewnych - prawdziwi miłośnicy prostej kultury klasy agrarnej i ludowej pobożności.

Nawet "Chłopi", zreinterpretowani już po Hofmanie, okazują się inną książką. Jak odkryto, Reymont pisał nie o okrutnych ludziach wsi, których tragiczny los jest częścią okrutnej natury. Pisał słodką sielankę o delikatnych dżentelmenach i damach dyskretnie przechadzających się pomiędzy złocistymi kłosami. I wszystko byłoby dobrze, gdyby się te Hofmany ich nie czepiały.

Miło, że nagle wszyscy docenili wieś. Wracając do Hofmana, to - moim zdaniem - trafnie oddał pewną stałą regułę naszego życia politycznego dotyczącą nie tylko chłopów, choć nie wiem, czy będzie zachwycony opisaniem jej skutków.

Otóż po pierwsze, we współczesnym PSL nigdy nie brakowało cwaniaków, popeerelowskich aparatczyków, finansowych oligarchów, którzy z rolnikiem mieli tyle wspólnego, co Sobiesiak ze zwykłym przedsiębiorcą. Po drugie, we wszystkich partiach chłopscy działacze, podobnie jak działacze związkowi czy samorządowcy z miasteczek, zmieniają się, kiedy lądują w Warszawie.

Marcinkiewiczują. Wyrywają się od rodzin, trafiają w świat, gdzie człowieka ocenia się po marce marynarki albo po bredni, którą wypowie, byle media cytowały. Dobrym przykładem był Lepper. Co by nie gadać - niegdyś przywódca chłopskiej rewolty, a potem facet chwalący się "bucikami od Kielmana za 1500 złotych". Chyba o tym Marks mówił, że "nadbudowa" odrywa się od "bazy".

Zresztą - dzięki ordynacji proporcjonalnej - partie w ogóle nie mają zbyt wiele wspólnego ze swoimi wyborcami. PO, rzekomo partia wielkomiejskich liberałów, tak kocha wolny rynek i wolności obywatelskie, że za jej rządów na przemian podnosi się podatki, zatrudnia nowych urzędasów i ściga krytyków władzy przy pomocy służb i sądów.

Z kolei lider prosocjalnego PiS tak wyspecjalizował się w kwestiach najbiedniejszych, że identyfikuje ich po zakupach w Biedronce. A Zbigniew Ziobro, od niedawna "obrońca wolności słowa", co i rusz wytacza dziennikarzom sprawy sądowe.

Ale trzeba przyznać, że pod jednym względem Platforma i PiS bardziej reprezentują polską wieś niż PSL. Jak ulał pasują do nich słowa piosenki Grześkowiaka "chłop żywemu nie przepuści".