Wiktor Świetlik

i

Autor: Piotr Piwowarski

Wiktor Świetlik: Jestem przeciwnikiem „hieny”, ale swojego kandydata mam

2012-08-16 22:08

Mam złe mniemanie o materiałach, które zostały nominowane do dziennikarskiej „Hieny roku”, ale też nigdy nie byłem nadmiernym fanem tej nagrody, a właściwie zawsze byłem jej przeciwnikiem. Po pierwsze, przy tym co dziś się wyrabia naprawdę trudno wytłumaczyć dlaczego tego, a nie innego dziennikarza się piętnuje. Po drugie wiem z praktyki, że odpowiedzialność za teksty różnie się w rozkłada. Teksty bywają podkręcane, są pisane pod wpływem chwili, atmosfery w redakcji, kolegów. Uczciwy tekst prasowy to nie wzór matematyczny, gdzie można zastosować wszelkie reguły sztuki. W gruncie rzeczy zawsze będzie mocno subiektywny. Do tego dochodzą koledzy. Nieustannymi, męczącymi zmianami, wymusza się na  zmęczonym autorze akceptację wersji artykułu, które daleko odbiegają od jego pierwszych wersji. Dodaje się głupie tytuły, śródtytuły, cięciami zmienia treść, ilustruje materiały zdjęciami wypaczającymi ich sens. Po trzecie, faceci, którzy występują w reklamach, nie są dla mnie żadnymi dziennikarzami. Wojewódzkiego i Figurskiego za hieny owszem uważam, cmentarne, bo dowiedli tego swoim chamskim pluciem na zmarłych, ale w żadnym razie za hieny dziennikarskie.

Przede wszystkim jednak uważam, że polskiemu dziennikarstwu należy się hiena, albo jakaś inna antynagroda, zbiorowa. Nie za to czym się ono zajmuje, a za to czym się zaczęło zajmować za późno, z musu i po łebkach. Dobrze było widać to po tym, jak wybuchła awantura wokoło zleceń branych przez syna Donalda Tuska od szefostwa podejrzanej firmy. Media prorządowe zabrały się  z miejsca za obronę prześladowanego chłopaka. Synek premiera to w końcu nie jakaś Marta Kaczyńska, żeby się nad nią sadystycznie pastwić. Media prawicowe pozostały przy swoich rytualnych utyskiwaniach - oj zła Platforma, zły premier, zły, zły, a my prześladowani. A ja chciałbym, żebyś ktoś po tym Trójmieście pochodził, porozmawiał z ludźmi. Chciałbym dowiedzieć się, jak firma Amber Gold, przy tylu ostrzeżeniach mogła tak długo funkcjonować. Chciałbym też, kiedyś, kiedy pisano o aferze hazardowej, jak „chodził” Wrocław, o wszystkich powiązaniach pewnego biznesmana i kilku tamtejszych polityków. Podjęli taką próbę stołeczni dziennikarze. Nic dziwnego, bo lokalną prasę zarżnięto.

I dlatego hienę, czy coś podobnego, gdybym już koniecznie musiał, przyznałbym wydawcom. W Polsce nie brakowało osób, które mogły napisać takie teksty, ale po prostu zniechęcono je do dziennikarstwa i - co najważniejsze - zarżnięto media lokalne. Wydawnictwa posiadające media lokalne, nawet nie to, że boją się władzy, one po prostu jej się centralnie podlizują albo nie mają infrastruktury, by przeprowadzić sensowne śledztwo lokalne. I za to mają ode mnie, przeciwnika tej nagrody, moją własną prywatną hienę. Za to, że nie potrzebowały kryzysów, „śmierci prasy”, wrogów mediów, by je zniszczono, zniszczyły się one same.