Do wojny z koronawirusem, bieżących rytualnych i tradycyjnych już bojów o aborcję, „państwo prawa”, konstytucję, „Polskę w Europie” i tym podobnych doszła wojna tocząca się nieco w tle wszystkiego tego, co nas pochłania, ale bardzo istotna. Wielu kolegów dziennikarzy, polityków, ekspertów i tak zwanych influencerów internetowych toczy nierówną bitwę z terminologią medyczną, a także próbami samodzielnego rozumienia tego, co się do nich mówi.
Najpierw były „szpitale jednoimienne”. O co chodzi? Czy to takie, które mają patrona, który nie miał chrztu i bierzmowania? A może o jakieś konkretne imię chodzi? Jarosława, Donalda, Władysława, no bo chyba nie Grzegorza, może ewentualnie św. Łukasza, który jest w wielu krajach patronem lekarzy, a my dziś mamy też takiego? To dość charakterystyczne, że przez kilka tygodni politycy, a za nimi dziennikarze, używali tego pojęcia, kompletnie go nie tłumacząc.
Potem byli „ozdrowieńcy”, których niektórzy uznali za wyleczonych, inni za „ożywieńców”, których kojarzyć mogą miłośnicy filmów i gier komputerowych o zombie. Teraz minister Szumowski stwierdził, że zrobienie bardzo dużej liczby testów na COVID-19 mogłoby dać fałszywy obraz. Dlaczego? Bo w testach przesiewowych zawsze wychodzi jakiś margines błędu. Nie znam się na tym i nie wiem, czy minister ma rację, czy nie, ale co zrozumieli z tego niektórzy zawodnicy przekazujący swoje światłe odkrycia na portalach społecznościowych? Że rząd ma fałszywe testy.
Chyba dobrze by było, żeby po pierwsze nasi politycy, nawet ci najbardziej zapracowani, spróbowali do nas mówić prostszym językiem, szczególnie biorąc pod uwagę, że nie wszyscy przepracowaliśmy życie w szpitalu. Ale dobrze też, byśmy sensacje o fałszywych testach, ukrywanej szczepionce, nadajnikach 5G, które rozsiewają COVID-19, tysiącach zmarłych i planowanym stanie wojennym traktowali tak, jak na to zasługują. Szczególnie że mamy dziś dosyć prawdziwych problemów.
Czytaj Super Express bez wychodzenia z domu. Kup bezpiecznie Super Express KLIKNIJ tutaj