Uwielbiamy podróżować. Przeciętny Polak na wyjazdy, turystykę, wizyty u rodziny wydaje o wiele większą część swoich zarobków niż którykolwiek z jego "statystycznych" zachodnich kolegów. Tkwi w tym spory paradoks, że jeden z bardziej ruchliwych narodów Europy, naród "natury pielgrzymiej", nie za bardzo jest w stanie się sprawnie poruszać po swoim własnym kraju.
Po ponad dwudziestu latach, od czasu kiedy zaczęliśmy się modernizować, nasza kolej jako żywo zaczyna przywodzić na myśl "Misia" Barei i "Dzień pieszego pasażera" urządzany, gdy tramwaje stawały, lub wystawę plakatu pod tytułem "Podróż koleją skraca czas", upiększającą nieczynny Dworzec Centralny. Politolog i historyk Antoni Dudek uważa, że PKP jest dziś najbardziej postkomunistyczną strukturą w naszym kraju. Można się o to spierać, bo wiele agend państwowych zapewne mogłoby z powodzeniem przystąpić do tej konkurencji, ale fakt faktem, że w tym roku kolejne dno zostało osiągnięte - pojawiły się problemy z ogłoszeniem rozkładów jazdy, nie mówiąc o ich realizacji. Do tego doszły spowodowane łamaniem przepisów katastrofy i spektakularne awarie.
W przeciwieństwie do kolei na dzisiejszych polskich drogach, dzięki unijnym środkom, wre budowa, która zresztą sprawia, że są one ledwo co przejezdne. Ale i tu co i rusz słyszymy o opóźnieniach, kłopotach z wykonawcami, remonty wloką się od lat. Pięć lat temu w okolicach 15 sierpnia jechałem rozgrzebaną "gierkówką" z Warszawy do Częstochowy w korku około 9 godzin. W tym roku zajęło mi to 6 godzin. Według wskazań GPS powinno zająć trochę ponad 3 godziny. Jest to droga permanentnie remontowana, a skutków remontów nie bardzo widać - wiele z nich jest w tych samych miejscach, które wyremontowano dwa, trzy lata temu. A przecież nie mówimy o budowie nowej trasy, nie potrzeba badań geologicznych, wykupu terenu, nowych planów. To tylko remont. Remont wieczny.
Reanimacja polskiej kolei i systemu drogowego to jednak nie tylko tempo i ilość - na których koncentrują się politycy i urzędnicy wiecznie chwalący się sumami planowanych kilometrów (i nigdy nierozliczani z braku realizacji tych planów). To także pytanie, na które rzadziej słyszymy odpowiedź. O to, jak będzie wyglądała Polska, gdy budowy się skończą. Czy budujemy z planem mającym doprowadzić do rozwoju polskich miast, gdzie środki komunikacji wzajemnie się uzupełniają, są systemem naczyń połączonych, z troską o komfort mieszkańców tych miast, ekologię, perspektywy gospodarcze kraju? Czy też budujemy w chaosie pod wpływem nierzadko sprzecznych decyzji, przypadkowych regulacji, pod wpływem lobbystów, wyborów albo chwilowych impulsów, a do końca nie wiemy, co z tego budowania wyniknie? Eksperci piszący w tym numerze "To Robić!" zdecydowanie skłaniają się ku tej drugiej odpowiedzi.
Niemal wszystkie współczesne katalogi praw człowieka uznają prawo do przemieszczania się za jedną z podstawowych wolności obywatelskich, czyli także warunków ludzkiej szczęśliwości. Zapewne pod względem formalnym państwo polskie z tego wymogu się wywiązuje, ale miło by było, gdyby także to prawo zaczęło wspierać. Dlatego staraliśmy się nie wypełnić tego numeru tygodnika "To Robić!" narzekaniami, a surową, czasem bardzo, diagnozą, ale też konkretnymi propozycjami naprawy. Oby kiedyś wzięto je pod uwagę.
Wiktor Świetlik
publicysta, redaktor prowadzący
Artykuł pochodzi z nowego tygodnika opinii: "to ROBIĆ!"Tygodnik to ROBIĆ! ukazuje się w każdy wtorek jako bezpłatny dodatek do Super Expressu. |