Wiktor Świetlik

i

Autor: Piotr Piwowarski

Wiktor Świetlik: Dyktatorzy z dykty

2016-12-01 3:00

W pamiętnym roku 1990 roku, kiedy w pierwszej turze wyborów prezydenckich walczyli ze sobą popierany przez elity Tadeusz Mazowiecki i Lech Wałęsa, Jacek Fedorowicz odgrywał skecz, w którym zapytano Adama Michnika, z czym kojarzy mu się kajak. Michnik wspierał wówczas Mazowieckiego i walczył z Wałęsą, więc według Fedorowicza miał odpowiadać tak: Kajak zrobiony jest z dykty, a nam grozi dyktatura Wałęsy.

Dokładnie z taką sytuacją mamy do czynienia dzisiaj, przy czym nieco się pozmieniało, bo teraz zdaje się również Fedorowiczowi wszystko kojarzy się z dyktaturą, tyle że nie Wałęsy, ale Kaczyńskiego. I nie tylko jemu. Jerzy Stępień, były szef Trybunału Konstytucyjnego, i facet, który chyba zajmuje się mówieniem tego, co obecny szef Trybunału, Andrzej Rzepliński, myśli, ale głupio mu powiedzieć, stwierdził w swojej ulubionej telewizji TVN24: "Ja się boję tego, że w pewnym momencie będzie prowokacja i władza użyje siły i powie: musimy nad tym wszystkim zapanować. Bo każda rewolucja prowadzi do chaosu i na końcu tego stanu chaosu zawsze zmęczone społeczeństwo zaczyna krzyczeć: niech tu ktoś zacznie rządzić. I wtedy pojawia się dyktator. I boję się, że już całkiem świadomie pewna grupa polityczna zmierza do dyktatury".

Szkoda chyba nawet czasu, by panom Stępniowi i Rzeplińskiemu przypominać za czyich to rządów latały w Polsce kule gumowe, a Warszawa zamieniała się w miejsce chuligańskich awantur, walk ulicznych ze związkowcami i brutalnych policyjnych pacyfikacji. Myślę, że warto mu przypomnieć inne dwie sprawy, z których pierwsza pewnie ich nie przekona, za to druga powinna.

Po pierwsze, jakoś tak się w historii - także naszego kraju - składało, że najgłośniej zawsze o dyktaturach wyli kandydaci na dyktatorów. I niejedną dyktaturę właśnie wprowadzano w ramach walki z rzekomym innym zagrożeniem dyktatorskim. To wcale nie mrzonki. Na Zachodzie właśnie wyszły książki negujące sens wyborów i demokracji jako "głosu ludu" ("Przeciwko demokracji", "Przeciwko wyborom"). Bo przecież najważniejsze są "liberalne wartości", a elity lepiej wiedzą, co to za wartości i na czym polegają.

Akurat ta ostatnia wizja jest obu panom bardzo bliska, więc spróbuję przekonać ich innym argumentem. Totalna krytyka rządów Prawa i Sprawiedliwości, przypisywanie im tych wszystkich dyktatur, faszyzmów i inne bredzenia, owszem, paskudzą wizerunek Polski za granicą, jeśli to ma na celu pan Stępień, to chapeau bas za skuteczność, ale niespecjalnie w jakikolwiek sposób szkodzą rządom partii Jarosława Kaczyńskiego tu w kraju. Po prostu nikt w to poza KOD-owcami, którzy i tak na PiS nie głosują, nie wierzy. Żeby partie popierane przez panów Stępnia i Rzeplińskiego wygrały, potrzebne jest zniechęcenie przynajmniej części z ogromnej rzeszy Polaków chcących głosować na PiS. Można to zrobić tylko merytoryczną krytyką ze strony opozycji, a dziś tonie ona w jękach o faszyzmie i dyktaturze.

Zobacz też: Ryszard Petru w WIĘC JAK: Lubię memy o sobie