W tej jednej sprawie pewnie zgadzają się ze sobą Wojewódzki i Rydzyk:
dobry Polak musi oddać ważny głos w wyborach. Jak nie zagłosuje, to tak, jakby go nie było. Wtedy będzie powietrzem, pustką, niezapisaną kartką, a treść i sens swojemu życiu może nadać tylko przez strzelisty akt skreślenia któregoś z nazwisk na kartce wyborczej. Wszystko to jest proste i pozbawione jakichkolwiek niuansów.
Tak więc dobry Polak to także taki, co wybierze, choćby przypadkowo, zagłosuje na najbardziej opalonego, na aktorkę z serialu, bo nie jest w stanie odróżnić jej od granej przez nią postaci, na kandydatkę, która pokazała nogi na plakacie wyborczym, na lokalnego aferzystę (bo sprytny), na kompletnego szaleńca (bo ideowy), na tego, który wypił najwięcej wódki na dożynkach albo na kogoś na poziomie Palikota.
Nie trzeba się angażować, myśleć, pomagać innym, można nie odróżniać powstania styczniowego od powstania Stadionu Narodowego ani Włocławka od Wrocławia. Wystarczy zagłosować, a uzyskamy odpust zupełny z naszych obywatelskich niedociągnięć. Zupełnie jak rozgrzeszenia doznawał średniowieczny grzesznik po zakupie na jarmarku fragmentu słupa świętego Szymona albo innej ważnej relikwii.
Natomiast niedobry, gorszy rodak to nie tylko ktoś, kto ma wszystko w nosie poza flaszką, zagryzką i plazmą na ścianie. To także taki ktoś, kto stwierdzi, że nie wie na kogo głosować. Kto dojdzie do wniosku, że nie ma dostatecznej wiedzy i dlatego nie będzie na swoje barki brał losu swojego i innych. I też taki, któremu się nie podoba polska polityka. Któremu nie odpowiada ani cyniczne rządzące cwaniactwo, ani dyszący żądzą stołków opozycjoniści.
Gorszy Polak to taki, który zauważa, że w propagandzie lansowania "moralnego" obowiązku obywateli, by głosowali, jakoś nie dba się o to, by rzeczywiście brali udział w polityce, angażowali się w nią. I dlatego nie głosując, chce pokazać elitom politycznym żółtą kartkę, bo czerwonej nie jest w stanie. Takiego rodaka nie lubimy, bo nie głosuje.
Ja póki co jeszcze jestem prawdziwym Polakiem. Pewnie przejdę się do lokalu wyborczego, postaram się zagłosować na kogoś w miarę kompetentnego, a raczej takiego, który mi się wydaje kompetentny, bo z dużą dozą prawdopodobieństwa za dwa lata będę sobie pluł w brodę. Ale przyznam szczerze, że przejście do obozu cielaków, w dniu wyborów wyjeżdżających na ryby, coraz bardziej mnie kusi.