Alkohol jest zgubny, bo zmniejsza wydajność. A tej, jak wszyscy się nauczyliśmy, powinno nam starczyć do sześćdziesiątego siódmego roku życia - solidarnie, parytetowo, i dla panów, i dla pań. W przypadku tych pierwszych oznacza to, że w polskich warunkach na emeryturze bezczynnie spędzą niecałe pięć lat. Polski emeryt to pod tym względem prawdziwy szczęściarz. Taki Kubańczyk płci męskiej, pomimo że pije rum z brudnej szklanki, pali pełno substancji smolistych, fatalnie się odżywia, ma służbę zdrowia nieznającą słowa "dezynsekcja", żyje pod światłym przewodnictwem braci Castro, a na dodatek jeszcze słucha salsy, to męczy się na tym ziemskim padole o sześć lat dłużej niż Polak. My nie musimy się tyle mordować.
Alkohol sprzyja zgubnym bezproduktywnym, czy wręcz zacofanym zachowaniom. Kontaktom rodzinnym, a przecież jak wiadomo, rodzina to przeżytek i patologia. Kontaktom towarzyskim, a te przecież powinniśmy przenieść do sieci, żeby można było nas lepiej kontrolować. Kontaktom seksualnym, bo nic im nie robi tak dobrze, jak butelka wina albo kilka drinków. Starczy tego rozpasania, heteroseksualny seks zamienić powinniśmy na "radosne marsze gejów" albo ględzenie o innych kolejnych etapach wyzwolenia seksualnego. Zamiast się pod wpływem promili cieszyć sobą, mamy na trzeźwo "okazywać radość".
Alkoholem nie wolno także się pocieszać, bo przecież od tego są dyplomowani psycholodzy. Zamiast kufla jasnego lub szklaneczki whisky mają prozac i cały arsenał psychotropów. Większość z nich wygląda tak, jakby sami mieli problemy, więc znają się na sprawie. A w przyszłości, jak już wam się wszystko znudzi, to będą mogli wam wręczyć eutanazyjną tabletkę, która rozwiąże problem. To zapewne zarówno Światowa Organizacja Zdrowia (niestety nie psychicznego), jak i rodzimi postępowcy pochwalą. I estetycznie, i dobrze dla gospodarki, wszak już lata temu wieszcz Janusz Szpotański pisał: "Hej, staruszku emerycie, zbyt wesoły jest twój los! Musisz sobie skrócić życie, by ogólny podnieść wzrost".
Niestety chyba nie dostosuję się do zaleceń i nowych praw, które mają mnie świecko zbawić, uczynić zdrowszym i bardziej produktywnym. Stare hasło głosiło, że "alkohol zabija powoli", a Bogdan Smoleń odpowiadał na to: "mnie się tam nie spieszy". Mnie też się nie spieszy.